sobota, 21 września 2013

001 *BIG TUOR odbędzie się...*

 To znowu ja. Witajcie xx
Piszę coś w stylu komedii, nie wiem czy mi to wyjdzie, dlatego chciałam was tylko prosić, abyście starały się komentować, bo naprawdę nie wiem czy pisać. Oczywiście jest wam bardzo wdzięczna za 3 kom. pod ostatnim! Kocham was i zapraszam na kolejny rozdział.


***


Byliśmy zupełnym przeciwieństwem.

Oni na scenie w stali w piątkę.
Ja byłam zupełnie sama.

Oni dzielili się tekstem swoich piosenek.
Ja śpiewałam całe, bez niczyjej pomocy.

Oni wygłupiali się i szczerzyli do siebie nawzajem.
Ja miałam wyćwiczony każdy najmniejszy krok.

To po prostu nie mogło się udać.

Weszłam do dużego pomieszczenia, zwanego wówczas biurem. Szkoda, że przypominało oszklone pudełko w samym sercu Londynu - tak na marginesie. Naprawdę starałam się powstrzymać przed wydaniem z siebie jęku zadowolenia, kiedy chłopców nie było w środku. Z tego co wiem, oni też nie są zachwyceni pomysłem naszych menadżerów, a co za tym idzie, nie miałam ochoty na starcie przy szefie.
- Amm, umowę wystarczy podpisać o tu - u dołu. - podpowiadał menadżer głosem przepełniony podekscytowaniem - No już, już. - pospieszał.
Przestudiowałam z lekka tekst u dołu dopisany małym druczkiem po czym delikatnie przyłożyłam długopis do papieru, chcąc jeszcze trochę podenerwować faceta stojącego obok. Jego mina była bezcenna.
- Panno Logg - nienawidziłam gdy skracał moje nazwisko.
- Logged - poprawiłam.
Machnął tylko ręką, a ja wreszcie w spokoju podpisałam dokument. Śmieszne, że się na to zgadzam.
- Konferencja prasowa jest zaplanowana na piątek, czyli... masz 3 dni na oswojenie się z myślą, żę zasypią cie miliony! - wyglądał na bardziej podnieconego niż ja. Cóż za ironia.

**

Konferencja zbliżała się wielkimi krokami, a ja naprawdę nie wiedziałam co mam zrobić w tej chorej sytuacji. Nie jest tak łatwo zrezygnować z kontraktu. Z resztą nie ma o czym mówić, mój menadżer już wszystko ustalić, mi pozostało się tylko dostosować i udawać, że świetnie się bawie z bandą głośnych dzieciaków na karku.
- Am, za 10  minuty wychodzicie. - organizator jakimś cudem znalazł się u moje boku, starając się wpiąć mi do koszulki mały mikrofon.
Nie poznałam jeszcze chłopaków, nawet się z nimi nie widziałam. I szczerze? Byłam trochę przerażona tym, co mogę zastać w sali obok. W końcu możemy się pozabijać na pierwszym spotkaniu.
Facet z organizacji zaprowadził mnie do przebieralni One Direction i już miałam do niej wejść, kiedy usłyszałam przeraźliwy krzyk dochodzący właśnie stamtąd. Oh, kolejny przykład - ja należę do osób spokojnych, zorganizowanych a oni... No tak. Po otworzeniu drzwi zobaczyłam istny harmider - ubrania porozrzucane po całym pomieszczeniu, stylistka biegająca za Mulatem i blondyn - jedzący żelki haribo. Na drugim planie zauważyłam lokatego, wysokiego chłopaka z bananem w jednej ręce i komórką w drugiej. Za nim stał niższy szatyn i obejmował jego ramię ewidentnie czytając wiadomość, którą wysyłał. Jedynie krótkowłosy z lekkim zarostem starał się doprowadzić swoje spodnie do porządku prasując je i nucąc coś pod nosem jednocześnie. Załamałam ręce. Jak ja mam z nimi pracować?! Ktoś tu chyba zapomniał, że jestem profesjonalistką.
- Ekhm. - odchrząknęłam, ale to nic nie dało. - Ym.. - nie bardzo wiedziałam co teraz zrobić. Może wyjść, wrócić za chwilę, jak będą gotowi?
- Ludzie! - ktoś zza moich pleców prawdopodobnie również zirytował się zachowaniem chłopaków. Wszyscy przerwali swoje dotychczasowe czynności, a ich wzrok utkwił we mnie. Byli.. chyba trochę zaskoczeni.
- Ona już gotowa? I... nie ucieka przed stylistką? - blond chłopak (nie kojarzyłam ich imion) zaraz zatkał sobie dłonią usta, nie panując nad słowami. Dla nich było zupełną nowością, że 10 przed wejściem już ktoś był gotowy.
- Dziwne... - przytknął niski szatyn, otrzymując w nagrodę kopniaka od lokatego.
Po dwóch pierwszych stwierdzeniach byłam wręcz pewna, że nie przypadniemy sobie do gustu.
- Tak... um, w zasadzie, to... - krótkowłosy starał się uratować sytuację, ale nie bardzo wiedział jak.
Pozostało mi tylko jedno - czekać, aż gość z tyłu cos zrobi.
- To jest Amy, jak pewnie wiecie. - przedstawił mnie.
OK, mógłby jeszcze przedstawić ich, bo One Direction widocznie nie ma wpojonych zasad etyki. Albo po prostu są zawstydzeni, bo stoją przed mną w samych bokserkach? Oh, prawdopodobnie.
- To widzimy się na konferencji, nie widzę powodu, aby tu stała. - powiedziałam z naciskiem na pierwsze stwierdzenie, starając się dać im do zrozumienia, że MAJĄ SIĘ ZBIERAĆ. Najlepiej szybko. 
- Oh...
Wyszłam z przebieralni i głośno krzyknęłam. Absurd.
- Johny! - wrzasnęłam.
Menadżer zanalazł się u mego boku a ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Wsadź sobie te pieniądze ... głęboko, bo ja z nimi występować nie będę!

*perspektywa Niall'a*

To było zupełnie dziwne. Myślałem, że ta urocza dziewczyna z telewizji na prawdę jest taka "urocza". Okazało się jednak, że każdy jej krok był wyćwiczony razy 10, ewentualnie 15, wszystko miało swój czas. Na pierwszy rzut oka - kiedy stanęła w naszej przebieralni - wydawała się być okropnie sztywna. Przeczuwałem, że robota z nią będzie jak mieszkanie u mojej babci - wszystko jak w zegarku.
- Perfekcjonistka - warknąłem. Zazwyczaj nie oceniałem ludzi po okłądce, ale co zrobić, jeśli Am tylko ją nam pokazała? I w dodatku sama nie była zachwycona naszym towarzystwem.
- Ni, wszystko dobrze? - zapytał Hazz klepiąc mnie po ramieniu. Od razu zjawił się obok nas Lou - ostatnio bardzo pilnował lokatego.
- Uh, tak. Tylko wkurza mnie ta nowa. - przyznałem zgodnie z prawdą a Hazz pokiwał potwierdzającą głową.
- To prawda, nie wiem co to będzie. Na pierwszy rzut oka, chyba nikt nie przypadł sobie do gustu. - odparował.
- W kocu to managment - dodał Lou starając się nawiązać do ścisłych zasad i "genialnych" pomysłów z jakich słynął modest. Miał racje, doświadczył tego na swoim przykładzie - jeśli wiecie co mam na myśli.
- No nic, trzeba to przetrwać. - uciął Zayn zakładając swoją kurtkę.
"Wyrobiliśmy" się 1 minuty po czasie. Amm chyba nie będzie zachwycona.

*perspektywa Amy*

Usiadłam na wygodnym krześle, razem z chłopakami z zespołu u boku. Na razie nie wydarzyło się nic strasznego, mówię na razie, bo dopiero usiadłam. Chyba nie będę miała okazji powiedzieć im jak bardzo nie lubie spóźnialstwa, bo kamera właśnie została włączona. Oprócz nich było jeszcze sporo fotografów. Tłum, szum, krzyki, flesze aparatów. "Maska Amy-celebrytki włączy się za 3...2...1..."
- Witaj LONDYN!!!! - zaniosłam się krzykiem z wielkim entuzjazmem, tak jak miałam w planie.
- Mamy dla was wielką informacje. - powiedział słodko blondyn, tak, że prawie sama uwierzyłam w to, że się cieszy.
- Jak wiecie nasza trasa dobiegła końca, ale nie martwcie się.... - przeciągał - prawdopodobnie - Liam..
- BIG TOUR odbędzie się już za dwa tygodnie! 02. 12. to oficjalna data! - ogłosił lokaty z nieukrywanym podnieceniem.
- A towarzyszyć będzie nam Amy Logged - dodał najniższy na koniec.
Co? CHWILA! Moment! Tego nie było w scenariuszu! JA będę towarzyszyć IM?! Kpina. To oni będą towarzyszyć mi. No to macie chłopcy przechlapane - za zniszczenie mojego scenariusza i naruszenie koncepcji ustalonej przed wyjściem.


czwartek, 12 września 2013

Prolog *Impossible*

Trudno... Um, dziwnie mi się tu pisze. W zasadzie ostatni raz było to.. prawie rok temu? Tak, dokładnie. xX
Oficjalnie chciałabym się z wami przywitać - i przeprosić jednocześnie ~ Tomlinson . xo
Zupełnie nie mam pojęcia, co mogę jeszcze napisać - może to, że mi przykro, że tak po prostu was tu zostawiłam bez słowa?
Teraz na blogu "Takeru" przedstawi wam swoją twórczość (witała się już z wami xx). Ja też będę tu zaglądać i... myślę, że blog będzie tętnił życiem jak ten cały rok temu. Ugh, sporo czasu...
Zaparaszam was na prolog, tego co postaram się stworzyć. Mama nadzieję, że tym razem was nie zawiodę.


*** Retrospekcja ***


Z uznaniem pomachałam grupce młodych osób, zanim zeszłam z prowizorycznej sceny. Przepełniona różnymi emocjami - od podekscytowania, przez strach aż po falę niebezpiecznej adrenaliny - starałam się opanować drżenie rąk.
Muzyka była jedną z moich pasja w zasadzie od dzieciństwa, wręcz niemożliwe wydawało mi się, że całkiem spora liczba ludzi zaczęła interesować się tą, którą sama tworzę. Ostatnie łzy szczęścia spłynęły po moich policzkach.
- Było zdecydowanie NIEZIEMSKO! - krzyknęłam do dwóch przypadkowych osób napotkanych za sceną. Zgromiły mnie tylko dziwnym i ciekawskim spojrzeniem, po czym wróciły do rozmowy między sobą.
Menadżer, który miał podobno dla mnie jakąś niespodziankę właśnie zjawił się obok mnie. Mężczyzna przed 30, z lekkimi zmarszczkami był całkiem przystojny. Josh - bo tak miał na imię - popatrzył na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się tylko szeroko, tak, że zaczęły mnie boleć policzki i kazałam opowiedzieć o niespodziance. Na jego twarzy od razu zagościło podekscytowanie.
- Załatwiłem Ci spotkanie z szefem jednej z dobrych wytwórni, jestem prawie pewien, że cie przyjmie, musisz tylko dać z siebie wszytko! - wyrzucił na jednym wdechu zaciskając pięści z podniecenia. Nie odezwałam się ani słowem. Zaniepokoiło go to trochę. - Coś nie tak?
- Żartujesz?!
- Jestem śmiertelnie poważny.
Dopiero teraz mogłam skakać z zachwytu i zarażać pozytywną energią ludzi z boku. Byłam tak szczęśliwa, że prawie nie wyobrażałam sobie nic piękniejszego. Ale... gdybym te trzy lata temu wiedziała na co się piszę, na pewno nie zdecydowałabym się na takie poświęcenie


*** Koniec retrospekcji ***


Moja kariera nabierała tempa. Koncerty, spotkania z fanami, praca nad płytą. Wszystko sprawiało, że powoli zaczynałam się męczyć.
Media i mój menadżer zrobili ze mnie zupełnie inną osobę. Zawsze tak jest. Na początku kariery opracował sobie idealny i szczegółowy scenariusz MNIE. Nie miałam nic do gadanie - moim zadaniem było się dostosować.
Maskę jaką nakładałam codziennie rano patrząc w lustro była odzwierciedleniem tego, czego pragnęła dzisiejsza młodzież. W tej chwili chyba się do niej nie zaliczałam, pomimo, że lat miałam dopiero 19. Dojrzałam. Dojrzałam szybciej niż wszyscy mogliby się tego spodziewać. Przeżyłam tylko kilkanaście lat, a czułam jakbym była u kresu życia.
Pomimo energii, jaką dostarczali mi fani, nie miałam ambicji -  co dalej? - zadawałam sobie pytanie. Nowy menadżer zdawał się znać odpowiedź.
- TRASA! BIG TOUR! - już otwierałam usta, aby przypomnieć mu, że "byłam na takiej, już ze dwa razy", ale on - swoimi gestykulacjami - zdawał się mnie tłamsić. - BIG TOUR Z NAJWIĘKSZYM BOYSBANDEM NA ŚWIECIE!
W tej chwili nie na żarty się zdenerwowałam.
- Dobrze wiesz, że nie lubię i nie gram POPu! - warknęłam niczym obrażony pięciolatek i skrzyżowałam dłonie na wysokości piersi - Z kim? - warknęłam od niechcenia.
- ... One Direction!
Zaśmiałam się nerwowo. To był chyba jakiś żart. Ja - przedstawicielka muzyki R'n'B, ewentualnie acoustic czy Soul miałam grać z boysbandzikiem z X-Factor? Bez żartów.
Nie chcę wyjść na rozkapryszoną gwiazdkę - bo serio taka nie byłam - ale ja i ten zespół zupełnie do siebie nie pasujemy. Trzeba mieć jakieś wyczucie stylu muzycznego, czy ten człowiek jest menadżerem czy nie do cholery?!
- Zwariowałeś.... - jęknęłam - Gramy zup...
- Amy wszytko jest załatwione. Bilbordy mamy już wydrukowane, wiesz ile zarobimy pieniędzy?! Oni - ukochani nastolatek - ty - ukochana młodej elity - nie widzisz powiązania? - starał się wtłoczyć swój plan do mojego i tak napiętego już grafiku.
Nie miałam nic do gadania.
BIG TOUR PO NAJWIĘKSZYCH MIASTACH ŚWIATA! Oh, do prawdy, czuję się świetnie.