poniedziałek, 29 października 2012

Rozdzaił 11 "Nie, nie kochaj mnie."




PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY.

------------------



Weszłam do domu, nie witając się z rodzicami. Nie miałam ochoty, odpowiadać na pytania typu "Gdzie byłaś?" itp.
'Posiedziałam' chwilę na komputerze i musiałam coś ze sobą zrobić. Nie umiem siedzieć w miejscu.
Ubrałam nuty i wybrałam się na mały spacer.
Nie było późno, ale za około godzinę będzie się ściemniać.
Miałam mało czasu, aby odsapnąć.


Przemierzałam uliczki rozglądając się nerwowo.
Kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem. Wsiadłam do złego autobusu.
W okół były stare kamienice i kosze na śmieci.
Nigdy nie widziałam tego miejsca na oczy.
Nogi zaczęły uginać się pode mną. Przypomniały mi się wydarzenia sprzed kilku tygodni.
Próba gwałtu.
Zmieniłam kierunek biegu.
Nagle coś uderzyło mnie w kark. Zapiszczałam.
Było już dosyć ciemno, aby pozbawić mnie możliwości dostrzeżenia napastnika.
- Zostaw mnie. - mruknęłam słabo.
- Zacząłem to skończę. - szepnął mi na ucho.
Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Bałam się, bardziej niż wcześniej.
W okół nie było żywej duszy.
Czułam jego palce na mojej szyi.
Jego usta oplatały moje ramiona.
Całował mnie wszędzie.
Zniżył dłonie na podbrzusze.
Zaczęłam krzyczeć i  wyrywać się. Niestety, nic z tego.
Jedną ręką odpiął mój rozporek.
Nie wyobrażacie sobie co teraz czułąm.
Czułam obrzydzenie do samej siebie, jak i jego.
Łkałam głośno.
Uderzyłam go w krocze. Nic. Zero reakcji.
Wsunął jedną rękę po materiał moich majtek.
Piszczałam i płakałam równocześnie.
- Puszczaj mnie! - udało mi się krzyknąć, jednak po chwili stanął przede mną i wpił się w moje usta.
Wyrywałam się, jednak nic z tego.
Odepchnęłam go mocno, po czym uderzłam metalowym prętem w głowę.

Z płaczem wybiegłam z ciemnej uliczki i skierowałam się na przystanek autobusowy, którego cudem dostrzegłam.
Błąkałam się po uliczkach nerwowo.
- Nikt nie może się o tym dowiedzieć. - myślałam.
I tak też zrobiłam.


***2 dni później***


Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę szkoły.
Nikt o niczym nie wie. Wszystkich się boje.
Nikomu nie ufam.
Płaczę w samotości, ale to chyba najlepsze rozwiązanie, nie lubie się nad sobą rozczulać.
Otarłam łzy z policzka i ruszłam przed siebie.
Zauważyłam auto przed sklepem, które bardzo przypominało samochód Zayn'a.
Po chwili wysiadł z niego Zayn.
Podbiegł do mnie i wtulił mnie w sowje ramiona.
Od razu przypomniałam sobie niedawne wydarzenie.
Psiknęłam przeraźliwie i odskoczłam od niego.
- Hej, Amy co jest? - zapytał.
- Wszystko dobrze... - rozpłakałam się.
Dobrą aktorką to ja nie byłam.
Uciekłam zostawiając go na środku drogi zdezorientowanego.
Wiem, jak bardzo go zraniłam nie mówiąc mu, ale nikt się o tym nie dowie.
Nie chę wylądować w psychiatryku.

Błąkałam się po dom jak cień, myślać, że coś wskuram.
Byłam bezsilna. Nic nie mogłam zrobić.
Bałam się jak cholera. Czułam ten dotyk. Zupełnie jak za pierwszym razem ale tamten facet nie posunął się tak daleko jak ten.
Łkałam głośno, nie wiedząc, że za ścainą znajduję się matka.
Rozgległo się nerwowe puaknie do drzwi.
Nie odpowiedziałam.
Po chwili w progu stanęła matka.
- CZemu nie powiedziałaś, że jest muzłumaninem !? - warknęła.
- Czy to ma jakieś znaczenie?! - warknęłąm.
- Co rodzina powie?! - warknęła. - Moja reputacja.
Znowu zawracała sobie dupe sobą, a nie mną.
Nawet nie spytała dalczego płaczę.
Wyszął z pokoju trzaskając drzwiami.
Znowu zaczęłam płakac.
Dlaczego mnie to spotkało!? Dlaczego!?
Po raz drugi próbowano mnei zgwałcić.



czwartek, 25 października 2012

Rozdział 10 "Mapę do Twojego serca znam już na pamięć..."

Wiem, że chcieliście coś fajnego, rozbrajającego, ale na prawdę nie wyszedł mi ten rozdział.
Przepraszam, ale myślę, że zrozumiecie, - mam jutro spr. z historii, więc nic innego nie mogłam wypocić.





----------------------------------------------


- Zayn Malik? - zapytał jeden z nich.
- Tak to ja. - przytaknął.
- Jest pan aresztowany za porwanie Amy White. - mruknął drugi.
- ... Jakie porwanie!? 


Zamrugałam kilkakrotnie oczami i wpatrywałam się nachalnie w mundurowych, czekając aż wreszcie coś powiedzą.
- Proszę z nami. - powiedział jeden z nich.
- Ale on mnie nie porwał! To ja uciekłam! - wrzasnęłam.
- Wszystko wyjaśnimy na komisariacie. - mruknął drug.
Po chwili siedziałam już w radiowozie, na szczęście był ze mną Zayn...

**

- A więc opowiadaj... - mruknął gość z tupecikiem, który zawzięcie notował coś w swoim zeszyciku.
Właśnie byłam przesłuchiwana, a zaledwie 3 minuty temu siedział tu Zayn.
- Co mam powiedzieć? - zapytałam półgłosem.
- Najlepiej prawdę. - zaśmiał się. Dorodne poczucie humoru panie władzo.
- Młodzieńczy wybryk. - zaczęłam. - Uciekłam bo chciałam być z nim, a moim rodzice mi na to nie pozwalali. Może dlatego, że jestem trochę młodsza. - mruknąłem.
- Trochę, to znaczy? - zapytał.
- To znaczy... Ja mam 15, a on 19, w zasadzie prawie dwadzieścia. Ale się kochamy to najważniejsze, prawda? - zapytałam.
- Rozumiem. - przytaknął.
Ucieszyłam się, ale najgorsze miało się dopiero wydarzyć...
Matka i ojciec wpadli na komendę.
- Znaleźliście tego zboczeńca? - wrzeszczała od progu.
- To nie jest zboczeniec! - odkrzyknęłam.
- Prosze się uspokoić. - mruknął niezadowolony funkcjonariusz. - Jak przypuszczaliśmy to młodzieńczy wybryk. - w tej chwili wszedł do pomieszczenia Zayn. Uśmiechnął się do mnie nie śmiało, na co ja odpowiedziałam "wyszczerzem". Mundurowy kontynuował. - Uciekli... Tak jak część nastolatków. Was.. - zwrócił się do naszej dwójki. - Muszę ostrzec. Na przyszłość informujcie rodziców, gdzie wychodzicie. A państwo... - popatrzył na moich rodziców. - Niech nie wyciągają pochopnych wniosków.
Szczęśliwi takim biegiem sprawy udaliśmy się przed komisariat, ale przedtem wzięłam karteczkę i długopis. Prymitywny sposób na przekazanie informacji,a le telefon na pewno mi zabiorą...

**

Włożyłam kartkę do kurtki Zayn i na uboczy pocałowałam go w usta. Miał kaptur i okulary, dlatego nikt - jak na razie, go nie rozpoznał.
- Pedofilu! Ty jeszcze tu?! - usłyszałam wrzask mojej mamy.
Posłałam mu przepraszające spojrzenie i uciekłam do auta, cóż nie chciałam, żeby Zayn oberwał.

**

Otworzyłem karteczkę i przeczytałem zawartość.
Pod moją szkołą, 12:30 poniedzialek..x
PS.: Nie przejmuj się moją matką i tak Cię Kocham...xxx"
Szczęśliwy z takiego przebiegu wydarzeń mogłem wrócić do domu.

** Poniedziałek **

Wyszłam ze szkoły omijając rozwrzeszczane tłumy plastików i ich wysportowanych chłopaków-debili. Ruszyłam w stronę dobrze znanego mi auta i szybko do niego wsiadłam.
Odwróciłam głowę i mało co nie dostałam zawału.
Ujrzałam kogoś ubranego w maskę z "Krzyku" .
- Ej, Amy spokojnie. - zaśmiał się... nie kto inny jak Zayn!
- Ty !! - wskazałam an niego.
- Co ja? - zapytał niewinnie.
- Mam dla Ciebie niespodziankę. - rzekłam.
Uśmiechnął się do mnie zalotnie.
- Jedźmy już. - rozkazałam i wpisałam w GPS miejsce naszej wyprawy.

**

- Em... Amy, nie chcę Cię martwić, ale to jest studio tatuaży. - mruknął drapiąc się po karku.
- Chodź nie marudź, ale najpierw przyodziej się jakoś, bo nie chcę być w centrum uwagi przez ciebie. - zaśmiałam się.
Wyszliśmy z samochodu, przyznam, że Zayn dobrze wtapiał się w otoczenie i już po chwili, bez żadnych komplikacji byliśmy w środku.


**

Usiadłam na krześle, Zayn obok mnie.
Był zaskoczony, że chciałam to zrobić, ale to było coś sentymentalnego co musiało istnieć.
Ścisneliśmy swoje dłonie i po chwili równocześnie zaczęliśmy być tatuowani.

Minut ciągnęły się niesamowicie, ale w końcu mogliśmy zobaczyć te cudeńka.
Na moim nadgarstku był wytatuowany początek zdania "Map to your hearts...*" 
a na Zayn'a koniec "...I already know by heart.*"
To był idealny dowód naszej miłości.
- Kocham Cię, to jest piękne. - Zayn rozpłakał się.
Tak, dobrze słyszycie Zayn Malik płakał....




----------------------------


*Mapę do Twojego serca... znam już na pamięć"

wtorek, 23 października 2012

Rozdział 9 "CZas zapomnieć o kolorowej rzeczywistości"

TO 69 OPUBLIKOWANY POST NA TEJ STRONCE... Harold to dla Ciebie (*Meow*)

Na prawdę myślałam, że pójdzie mi wolniej prowadzenie twgo bloga.
Jednak - bardzo przyjemnie mi się pisze to opowiadanie.
Przepraszam, że nie ma humoru, jak to zawsze bywało, ale ten post będzie raczej "na poważnie".
Trudno mi pisać takie smutne, ale taki scenariusz.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Ps.: Codziennie mam ok. 170 odwiedzin a komentarzy nadal mało. Jestem wdzięczna wiernym czytelnikom, ale tych nowych też zachęcam do komentowania, chociażby z anonima.
Dzięki za uwagę,

JEST BARDZO PRZYMULONY, NIE MIAŁAM WENY - WYPOCIŁAM COŚ TAKIEGO.

-----------------------------------------


Otworzyłam zaspane oczy. Miałam wyjątkowy dobry humor. Cały wieczór, a w zasadzie noc, przesiedziana z Zayn'em. W domu byłam nad ranem.
Zastanawiacie się dlaczego już nie mam lęku do takich ciemnych miesjc? A więc to proste - u boku Zayn'a czuję się bezpieczna, ale mimo to przychodzą momenty w których czuję obżydliwe dłonie napastnika... 
Przeczesałam ręką niesforne włosy i padłam na łóżko.
Została tylko sobota i niedziela aby się wyszaleć!
Myślałam jak mogę wykorzystać te dni.
Moją uwagę przykuły buty, które leżały przy wejściu do mojego pokoju.
Poderwałam się z łóżka jak oszalała!
Ubrania jak i torebkę zostawiłam w holu!
Wybiegłam z pokoju łapiąc przy tym szlafrok, który zaraz potem znalazł się na moim ciele.
Kilka razy upadłam, ale zaraz była na nogach.
- Amy! - usłyszałam wrzask mamy.
W tym momencie mój świat się zatrzymał.
Izabell trzymała w ręcę mój płaszcz i torebkę.
- Co to jest? - zapytała.
Z torebki wypadł bukiet róż. Pięknie...
- Co to jest? - ponowiła pytanie. - Wychodziłaś gdzieś?
- Nie Twój zasrany interes. - mruknęła na odchodne.
- Amy White! Gdzie byłaś w nocy. - powtórzyła z naciskiem na ostatnie słowo.
- W dupie u murzyna! - warknęłam i wyrwałam jej MOJE rzeczy.
Popatrzyła na mnie srogo.
- Uspokój się... Byłam z Zayn'em. - wybełkotałam cicho.
- GDZIE? - krzyknęła przerażona.
- Zabrał mnie na romantyczną kolacje, okey...
- Amy! Nie masz prawa spotykać się z tym zboczeńcem! - warknęła.
- Nie nazywaj go tak! - krzyknęłam.
- Nie usprawiedliwiaj! Uwiedzie Cie, weźmie do łóżka i zostawi.
- On taki nie jest! Kocham go! - krzyczałam.
- To jest pedofilia! - warknęła.
- Jaka pedofilia!? Pojebało Cię!? - nie zniżałam tonu..
- Do pokoju! Żebym cię tu nie widziała...! - warknęła.
Nie widziała? Wedle życzenia....


***


Była to trudna decyzja, ale musiałam coś zrobić.
Miłości nie da się rozdzielić.
Miłość jest wieczna.
Moja matka musi się z tym pogodzić czy tego chcę czy nie - będę z Zayn'em.
Powoli wykręciłam numer do wcześniej wspomnianego chłopaka, a moje oczy zaszkliły się.
To było koniec pięknej rzeczywistości.


***


Ostrożnie złapałam rączkę od torby i wślizgnęłam się na parapet.
Ostatni raz spojrzałam na mój pokój... Ale to tylko chwilowa sytuacja, jeszcze tu wrócę.. kiedyś...
- Amy! - usłyszałam za soba aksamitny głos.
- Zayn - skoczyłam do niego.
Złapał mnie nizcym księżniczkę, to prawda był to parter ale tak było romantycznie.
Wyszeptał mi do ucha ciche "Kocham Cię" i zaniósł do auta.
- Dziękuję. - mruknęłam jak byliśmy już w samochodzie.
- Za co ? - zdziwił się.
- Za to że jesteś. - pocałowałam go w usta.
- Już zawsze na zawsze. - uśmiechnął się.


Szłam za rękę z moim wybawcą. Teraz wszystko będzie dobrze, skończę szkołę i uciekniemy a póki co... zamieszkam u niego.
Sam mi to zaproponowął, a dla mnie było to na rękę.
Uśmiechnął się do mnie czule
- O czym myślisz? - zapytał.
- O nas. - ścisnęłam jego ręke jeszze mocniej,.
- Kocham Cie. - mruknął już po raz setny tego wieczoru.
- Ja Ciebie bardziej. - droczyłam się z nim.
Nagle coś błysło, a zaraz później rozbrzmiał głośny grzmot.
To tylko zwykła burza - a obok mnie jest Zayn - mój Zayn.
Weszliśmy do jego dmu, który swoją drogą był boski, i odłożyliśmy moją torbę.
- Zawsze będiesz ze mną, prawda? - zapytał.
- Już Zawsze, na zawsze- zacytowałam jego słowa.
Wtuliłam się w jego silne ramę i ułożyłm n nim głowe.
Trwaiśmy w cisy oglądając TV, aż unęłam.


**


Obudziło nas dobijanie się do drzwi.
Moze to kumple Zayn'a?
W sumie, dobrze ze ich poznam.
- Otworzę. - mruknęliśmy równocześnie.
Roześmiani podeszliśmy do klamki.
Po chwili stali przed nami dwaj mundurowi.
Nie żeby coś, ale to chyba nie byli kumple mojego chłopaka.
- Zayn Malik? - zapytał jeden z nich.
- Tak to ja. - prztaknął.
- Jest pan aresztowany za porwanie Amy White. - mruknął drugi.
- ... Jakie porwanie!?


-------------------------------------



Ciąg dalszy nastąpi
KOMENTUJCIE.

środa, 17 października 2012

Rozdział 8 "To jest moja przysięga... dla Ciebie"

KONIECZNIE WŁĄCZ TO!

+ Co wy na ten konkurs? (notka niżej)


------------------------------------------

*Amy*
*3 dni później*
*Dom Amy*


Utopiona w oceanie łez. Przytoczę wam jeden cytat, który jest bohaterem moich rozmyślań - Miłość jest uzależnieniem. Tak jak narkotyk. Kosztujesz powoli, za każdym razem chcesz więcej i więcej. Jest takim moment, że jesteś spełniony, ale po kilku chwilach chcesz jeszcze! Jeszcze więcej! Tak zaczyna się uzależnienie. A miłość? Jest taka sama - uzależniasz się od drugiej osoby. A może nawet jest silniejsza? O narkotyku myślisz 12/h a o miłości, o drugiej osobie? O niej myślisz zawsze! W każdej minucie swojego życia. Każdą decyzje jak podejmujesz, jest dla niej. Dla drugiej osoby.
- Nie może tu przychodzić! - warknęła matka.
- Znowu zaczynasz? - zapytałam.
- To nie jest chłopak dla Ciebie! ... - krzyknęła. - Poprawka, to jest MĘŻCZYZNA ! - wściekła się jeszcze bardziej.
- Ale ja go kocham !
- Nie wiesz co to miłość !
- Jesteś taka mądra, że chyba zaraz... - nie dokończyłam... wiem, że powinnam szanować rodzicielkę, ale w takiej sytuacji to niemożliwe.
Wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
Sięgnęłam po gitarę.
To był TEN dzień. Zayn obiecał, że jak wyjdę ze szpitala odwiedzi mnie.
Ale teraz? - nie daje znaku życia.
Jednak ufam mu i myślę, że mnie nie zawiedzie.


*Około 17:00*


Żadnego znaku życia. Zapomniał. Znowu.
Przeczesałam dłonią włosy i prychnęłam pod nosem. To nie ma sensu!
Całe moje życie.
- Dlaczego znowu pozwoliłeś mi żyć? Co? -popatrzyłam w sufit, chcąc ilustrować moją rozmowę z Bogiem.
W tym samym momencie zagrzmiało.
Uniosłam ręce w geście obrony i głęboko wzdychnęłam. 
Nagle na szafce, na której leżał mój iPhone coś za wibrowało. Jak się domyślam to sms.
Szybko go odczytałam.
"Amy, przepraszam. Nie odzywałem się, przepraszam. Ale daj mi ostatnią szansę proszę. Przyjadę po Ciebie o 22:00, mam nadzieję, że Twoi rodzice będą już spać. Zayn.xxx"
Idiota! Przecież się nie gniewam!
"Oczywiście, że się nie gniewam. Czekam..xxx"


Ubrana w białą podkoszulkę, spódnicę w kwiaty, jeansową kamizelkę i brązowe botki czekałam na Zayn'a. Co prawda miałam jeszcze 10 minut czasu, ale wolałam być gotowa wcześniej. 
Po chwili dostałam sms'a z informacją, że Mulat już czeka. 
Wyszłam, jak to bywa w Hollywoodzkich filmach - oknem. 
Skradałam się, mimo iż wiedziałam, że rodzice smacznie śpią w swojej sypialni, z której nie widzieli podjazdu. 
- Nie łatwiej było wyjść drzwiami? - zapytął Zayn.
- Nie, to nadało akcji charakteru. - odezwałam się dumnie.
Pokiwał głową z uznaniem i odpalił swoje czarne AUDI.

Wysiadłam z samochodu z pomocą Zayn'a. 
Przed nami znajdowało się jeziorko. Malik wyjął z bagażnika koszyk piknikowy. 
Zaprowadził mnie na piękny mostek nad wodą. 
W okół znajdowały się kolorowe kwiaty, których odbicie świetnie komponowało się z wodą.
Światło księżyca wpadało na nas, niczym na ósmy cud świata. Na nasze krystaliczne oczy które co chwilę spotykały w magicznym spojrzeniu.
Trawa o tej porze wydawała się błyszczeć.
Nasze dłonie się spotkały. Uścisnął moją rękę i zaczął mówić.
- Nie zważam na to czy mogę, 
Nie zwracam uwagi na innych, 
Kocham Cię.
Odkąd zaczęliśmy pisać wydałaś się spełnieniem moich marzeń.
Pragnę tylko Ciebie.
Mimo, iż wiem, że będzie nam ciężko,
Kocham Cię.
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, 
Ale właśnie teraz patrzę na anioła.
Kocham Cię.
Będę tkwił w tym stanie do końca mojego życia..
To jest moja przysięga... Dla Ciebie.  - wyszeptał.
Rozpłakałam się. Zakochałam się w Zaynie to pewne.
W tym bad boy'u, który tak na prawdę jest czuły, romantyczny, nieśmiały, wstydliwy i może troszeczkę zadufany w sobie, ale przede wszystkim, jest mój.
Złożyłam na jego ustach długi pocałunek. Był dla mnie wszystkim. 
Trwaliśmy w tym stanie około kilkunasty minut. 
Ale dla mnie świat nie miał teraz znaczenia, 
Teraz liczył się tylko ja i on - my.
- Wiesz, że będzie ciężko?
Wiesz, że moi rodzice uważają, że jesteś dla mnie za dorosły?
Wiesz, że ja mam dopiero 15 lat a ty jesteś bogiem nastolatek?
Wiesz, że nasza miłość jest zakazana?
Wiesz, że jesteś cudowny? - zapytałam.
- Wiem. Znam wszystkie odpowiedzi na Twoje pytania. Oprócz jednego... Kochasz mnie? - zapytał.
- Ja wariatka. - uśmiechnęłam się zadziornie.
Splótł nasze palce razem i złożył na moich ustach kolejny pocałunek.
- Kocham Cię. - spojrzał w moje niebieskie tęczówki.
- Ja Ciebie bardziej. - mruknęłam.
 


---------------------------



Cholernie nudny, wiem...Tylko nie bijcie - wena mnie opuściła a w dodatku muszę czytać "Przygody Odyseusza"
KOMENTUJCIE!
TO OD KOMENTARZY ZALEŻY KIEDY BĘDZIE NASTĘPNY!


 

sobota, 13 października 2012

Rozdział 7 "Świecisz jasno jak diament"

Dzień Dobryy. !
Przepraszam, spieprzyłam początek i koniec..:///
~ Jak zawsze.
Zapraszam do czytania.
+ W poszczególnych fragmentach będą pojawiać się piosenki, które oddadzą nastrój.
Dzięki za uwagę.
Liczę na KOMENTARZE I OBSERWUJĄCYCH. 


------------------------------------------------------

 WŁĄCZ TO.


*Amy*


Może wydawać się to dziwne, ale ja - zwykła 15 latka, chcę umrzeć, nie mając z życia... właściwie nic, bo dla kogo mam żyć? No właśnie.
Zayn. - to słowo wyraża więcej nie tysiąc słów, jak dla mnie.
Dopóki mam nadzieję, że jeszcze kiedyś go zobaczę, nie mogę się poddać.
Dopóki nie dostanę jakiegoś znaku - poczekam.

Tak długo jak mnie kochasz..(..)

Będę silna dla niego. Dla Zayn'a, który może kiedyś jeszcze się pojawi, w moim, marnym życiu.
A gdyby wrócił, przekaże mu to co, w życiu najważniejsze - miłość.

Moglibyśmy być głodnymi,
Moglibyśmy być bezdomnymi, 
Moglibyśmy być załamanymi,
Tak długo jak mnie kochasz...(...)



*Zayn*


Pedał gazu dociśnięty do podłogi. Pisk opon. Czarne AUDI odjeżdżające spod białego przestronnego domu. Prędkość, zabójcza prędkość.
Rzuciłem telefonem o fotel, zacisnąłem ręce na kierownicy.
- Odbierz... - mruczałem. - Czemu mi to robisz??!! - krzyknąłem.
Przecież, nie mogę mieć pewności, że nic jej nie jest. Nie odpisuje, nie odbiera...
Do tego jeszcze Perrie...(..)
Człowiek wraca z trasy zmęczony, wchodzi do domu, a tam jego dziewczyna zabawia się w najlepsze z chłopakiem, którego na oczy nie widział,! No bez jaj!
Rozumiem, że Amy może być zła, może mnie nawet nie wpuszczać do domu, też bym się nie wpuścił. ...
Ale muszę dowiedzieć się, czy z nią wszystko okey.
Nie darowałbym sobie gdyby coś się jej stało.

Wysiadłem z samochodu biegnąc w stronę jej domu.
Rzuciłem krótkie cześć do fanek, które mnie zauważyły, ale chyba zrozumiały, że nie mogę rozmawiać.
Zadzwoniłem do drzwi. Skąd wiedziałem, że tu mieszka? Odprowadzałem ją.
Wtedy. 6 września w dzień jej 15 urodzin....

- To tutaj - odezwała się melodyjnym głosem.
- Tak szybko?! - zdziwiłem się.
- Wiesz, że nie musiałeś... - zaprzeczała.
- Nie darowałbym sobie, gdyby coś Ci się stało. Ko... - jeszcze bym coś palnął! - Słodkich snów.
- Dziękuję. - pocałowała mnie w policzek. Aż miły dreszczyk przeszedł...

- Za co?
- Za to, że jesteś... - mruknęła.
- Zawsze będę... O tu. - pokazałem ręką na serce i po raz setny tego wieczoru odpłynąłem w jej oczach (...)

Zadzwoniłem do drzwi - drugi raz.
Po chwili stanęła w nich, jak przypuszczam mama Amy.
Upuściła szklankę, którą trzymała w lewej ręce.
Oczy prawie wystrzeliły jej z orbit, jestem prawie pewny, że gdyby nie fakt, że przed chwilą robiła szklankę przypierwiastkowałaby mi tak, że zęby zbierałbym jeszcze w promieniu 200 km.
- Zayn? - teraz to ja przełknąłem ślinę, dość głośno aby to usłyszała. - Zayn, tak? - ponowiła pytanie.
- Ta..Tak. - wydusiłem.
- To twoja wina! Wynoś się, rozumiesz! - zaczęła wrzeszczeć! - Ona mogła zginąć! - oniemiałem... Uuu...Umrzeć?
- U..umrzeć? - zapytałem aby się upewnić.
- Próba samobójcza, mówi Ci to coś?! To twoja wina! Przez Ciebie moja córka leży w szpitalu! - w szpitalu?
Pobiegłem do samochodu nie zważając na obelgi kierowane w moją osobę.!
Ale to nie możliwe, przeze mnie?

Wyszedłem z auta nie rozglądając się, czy coś jedzie, miałem to w... poważaniu.
Był to szpital w pobliżu, może tutaj jest? Może tu ją znajdę.?
biegłem do recepcji.
- Gdzie leży Amy White? Proszę, to ważne... - zacząłem nawijać o recepcjonistki.
- Nie mogę udzielać takich informacji. - mruknęła.
- Proszę.... - mruknąłem.
 Po kilku nieudanych próbach, powiedziałą gdzie leży Amy.
Pokój 66. Spoko - znajdę.

WŁĄCZ TO.

Stanąłem przed salą. Serce biło mi nierównym rytmem, ręce pociły ale uśmiech wkradł się na moją twarz widząc JĄ.
Świecisz jasno, jak diament. 
Podszedłem bliżej dotykając ręką szyby oddzielającej mnie - od niej.
Znalazłem światło w pięknym morzu.
Zamrugałem kilkakrotnie oczami, jakbym nie mógł uwierzyć, że to dzieje się na prawdę... bo to jest nierealne. Ja i 15 latka, a jednak...
Ty i ja.
- Amy.. - zamruczałem.
Odwróciła się. Od razu zobaczyłem jej załzawione oczy. Bałem się, a co jeśli to przeze mnie?
Widząc ją w takim stanie same łzy cisnęły mi się na oczy. Teraz nie mogę wstrzymywać emocji, które we mnie tkwią. Rozpłakałem się.
- Zayn.. - teraz ona się odezwała.
Jesteśmy pięknie jak diamenty na niebie.
Podszedłem do jej łóżka.
- Przepraszam.. - tylko tyle mogłem powiedzieć.
Zobaczyłem lekkie rany na rękach...
- Amy co to? - wskazałem na jej nadgarstki.
Wtedy rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Przepraszam.. - znowu to powiedziałem.
- To ja przepraszam... - odezwała się.
- Amy kto Ci to zrobił, to ty? - zapytałem.
- To on... - wymruczała.
- Kto??... - wiem, byłem nachalny, ale chciałem nieźle obić ryj osobie, która sprawiła jej przykrość... A może to ja?
- Co ty tu do cholery robisz?! Amy nie gadaj z nim!! Jerry, bierz go! Wynoś się! - usłyszałem krzyki.
Spanikowana Amy popatrzyła mi w oczy i dała kopertę do ręki.
- Przeczytaj to... - powiedziała przez łzy. - Kocham Cię. - usłyszałem tylko tyle... Później wyprowadzili mnie z sali.


Usiadłem na fotelu. Wyjąłem z koperty list.
Jesteś spadającą gwiazdą, widzę Cię.
Rozłożyłem go.
"Zayn...
Nie chcę rozdrapywać ran, ale pisząc to - muszę.
Przepraszam za mamę.
Ona uważa, że to przez Ciebie.
Ale jest wręcz na odwrót.
To dzięki Tobie żyję.
Bo mam dla kogo.
Piszę to z myślą, że jestem tylko 15letnią dziewczyną,
której nie chcesz... 
19 letnia gwiazda i jakaś małolata? 
Musisz wiedzieć, że ja.. Kocham Cię.
Nie znam tego uczucia.
Ale to chyba jest to.
Zayn...
Wracałam wieczorem z ... z mojego ulubionego miejsca.
Wtedy została napadnięta
Próbowano mnie .. zgwałcić.
Nie chcę myśleć co by było gdyby nie policja.
Tylko proszę, nie mówmy moim rodzicom.
Oni nie zrozumieją.
Oni mnie nie rozumieją.
Twoja ... Amy .."
Widziałem życie głęboko w twoich oczach..(...)
Upadłem na kolana.
Niestety upadłem na kopertę i coś zakuło mnie w kolanie.
Wyjąłem z niej bransoletkę.
Zawieszka była koloru srebrnego z wyrobionym napisem..:
"Świecisz jasno jak diament"...
Przycisnąłem podarunek do serca i rozpłakałem się jak dziecko....

-------------------------


Załatwiłam końcówkę... eh...
LICZĘ NA KOMENTARZE!


środa, 10 października 2012

Rozdział 6 "Moim marzeniem jest jest umrzeć w twoich ramionach, wystarczy, że powiesz "tak", a wszystko stnie się możliwe. Wystraczy, że mnie pokochasz, że sobie o mnie przypomnisz..."

 ŚWIETNA PIOSENKA, 
WŁĄCZ...XX
Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY, ALE OPOWIEM NA KONIEC TERAZ CZYTAJCIE. 

 -----------------------------------------

Ostatni raz wzięłam głęboki oddech, który miał być moim ostatnim....\

Powoli naznaczałam na ręce kreskę żyletką, ale krew nie wylała się. Bałam się, ale to miało mi pomóc, prawda?
Przejechałam NIĄ jeszcze raz po nadgarstku. Udało się.
Czerwona ciecz zlała się po mojej lewej dłoni. Ból, niesamowity ból. Gdyby nie to, że byłam wycieńczona na pewno zaczęłabym krzyczeć. Przejechałam żyletką jeszcze raz po zakrwawionej ręce. Było lepiej - nie czułam już bólu, ani feralnego dotyku zboczeńca...
Przebłyski które zostały w mojej pamięci
Wracam z powrotem do tych czasów,
gdy bawiłam się na ulicy,
kopiąc piłkę,
tańcząc na placach,
stojąc na krawędzi
Stos moich ubrań
leży na brzegu Twego łóżka
Gdy czuję, że upadam
Obracam to w żart*

Czułam wewnętrzne ukojenie... Oczy zaczęły mi się zamykać. Widziałam krew. Wszędzie.
Ale teraz nie miało to znaczenia. Teraz - odchodziłam z tego świata z myślą, że doświadczyłam miłość, która przebłysnęła tylko na chwilę, po czym uciekła zostawiając na moim sercu krwiste ślady.

 *
Narrator

Mama Amy - Izabell w samą porę znalazła się w domu. Nawoływała córkę, ale odpowiedziała jej cisza. Wiedziała, że nastolatka ma małego "dołka", więc żeby poprawić jej humor kupiła jej ulubione ciasto czekoladowe. Weszła do pokoju gdzie jej nie było...
Usłyszała cichy szloch...
Weszła do łazienki, w tej samej w chwili, kiedy ciało dziewczyny upada na zimne płytki podłogi.
Ciasto wypadło jej z roztrzęsionych rąk, które szybko wystukały numer karetki pogotowia. 
Była lekarzem i wiedziała co ma zrobić. Przyłożyła bluzę do nadgarstka Amy, aby zatamować potok krwi.
W między czasie rozglądała się, za jakąś torbą, aby spakować potrzebne rzeczy do szpitala. 
Pogotowie zjawiło się już po 3 minutach i zabrano nastolatkę.
Izabell zaczęła pakować ubrania dziewczyny, kiedy dostrzegła telefon na szafce nocnej. Podniosła się i odblokowała ekran.
Amy nie wylogowała się i matka sprawdziła jej pocztę, z wrażenia wypuściła telefon. 
Nastolatka pisała z jakimś obcym facetem, około 3 tygodni temu. Teraz nie dawał znaku życia.... Może to on jej coś zrobił, coś co sprawiło, że ona chciała się zabić? 


*
Amy


Wiesz, że będę
Twoim życiem, twoją duszą,
twoim powodem by być
Moja miłość i moje serce
Oddychają dla tego momentu
Kiedy znajdę słowa by ci to powiedzieć
Zanim mnie opuścisz...(...)


Otworzyłam ostrożnie oczy. Byłam zmęczona, ale ciekawość gdzie jestem była silniejsza.
- Boże Amy! - krzyknęli rodzice. - Dlaczego to zrobiąłś - odezwała się mama, kiedy tata pobiegł po lekarza. 
- Miałam powody. - mruknęłam. Byłam zła, że się obudziłam, mogłam odejść... Byłoby mi lepiej. - Ile byłam "nieobecna"?
- To przez tego Zayn'a? - zadrwiła.
- Co?!- zdziwiłam się.
- Nie udawaj... - załamała się. - Dorwe drania... - mruknęła pod nosem.
- Skąd o nim wiesz?! - wybuchałam, dziwne, niby taka słaba, a drzeć się umiem.
- Kochanie...
- Nie kochaniuj mnie tutaj! - zagroziłam. - Weszłaś na MOJĄ skrzynkę odbiorczą, tak?
- Zrobił Ci coś? - jak zwykle zmieniała temat.
- Nie! Jest jedyną osobą, której ufam...!
- Nawet go nie znasz! - wybuchła.
- Znam. Spotkałam go. Jest zwykłym nastolatkiem, nie jakimś zboczeńcem. - zadrwiłam.
- NASTOLATKIEM!? Ile on ma lat? - zapytała zdezorintowana.
- Czterdzieści. - powiedziałam sarkastycznie, na co oczy matki mało co nie wyleciały. - 19, dla ścisłości 18 i 8 miesięcy. Zadowolona?
- To 5 lat różnicy, to jest mężczyzna! - krzyczała.
- ... który mnie rozumie, i jest moją jedyną bliską osobą. -sprostowałam.
- Co?! Tobie się w głowie poprzewracało... On chce... - nie dokończyła bo do sali wszedł lekarz...(.)

Kilka, jak dla mnie, zbędnych badań i znowu zostałam sama. Wkurzona matka wraz z ojcem siedziała na korytarzu. Jasne, najlepiej uciec... 

*

Dni mijały spokojnie, oczywiście matka nadal buła obrażona. Ale wiek to tylko liczba!
Prawiła mi kazania na teamt Zayn'a,
Niestety, on chyba zapomniał.
Zapomniał, ale ja nadal pamiętam.
Nie kocha, ale ja nadl go kocham.
Nie chcę, ale ja nadal potrzebuję go całą sobą..(...)
Samotnie wlepiałam wzrok w szybę. Spływały po niej krople rzęsistego deszczu, który był do przewidzenia o tej porze roku.
Szczególnie zaintrygowały mnie dwie kropelki.
Jedna - mała, samotna kropla odpędzona w róg okna, próbująca odszukać tej właściwej towarzyszki.
Druga - większa, wyrazista, zagubiona w tłumie szukająca tej innej, tej jedynej.
Z zafascynowaniem czekałam na dalszy ciąg wydarzeń...
Po wielu przeszkodach spotkały się i złączyły w jedność, po czym opadły w framugę okna... I już zawsze były razem.



------------------------------------------------------------


POPATRZCIE!
JA TU DLA WAS ROZDZIAŁ PISZĘ, A MAM Z BIOLOGII BARDZO WAŻNY SPRAWDZIAN, KTÓRY SZCZERZE POWIEDZIAWSZY MAM W POWAŻANIU...
BO KOGO INTERESUJĘ BUDOWA KOMÓRKI GRZYBA, CZY BAKTERII? ... NO WŁAŚNIE.
MAM NADZIEJĘ, ŻE ZA TEN MÓJ WIEEEELKI (xD) TRUD DOSTANĘ PARĘ MIŁYCH MOBILIZUJĄCYCH KOMENTARZY...!

Pozdrawiam.
 

poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział 5 "Czy to już koniec? Dal Ciebie może tak, ale dla mnie to początek nowego lepszego życia..."

*Amy*


Chyba każdy miał taką chwilę w swoim życiu, kiedy ... nie chcę żyć. Tak właśnie czuję się ja. Mam dość, mam dość wszystkiego! Ciągle czuję jego dotyk, oddech, ból i obrzydzenie do samej siebie.
Po moim pokoju, który jakby mogło się wydawać przesiąkł moim smutkiem, rozległ się dźwięk pukania.
- Nie ma mnie. - mruknęłam słabo, przecież nie odzywałam się przez... 7 dni, już dzisiaj mija tydzień.
- Córcia co jest? - usłyszalam cichy głos mojej rodzicielki.
- Nic. - musiałam ją wkurzyć bo drzwi aż rypły. Usiadłam obok mnie.
- Dlaczego nie było Cię w szkole? - zapytała.
Wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego nie było Cię w szkole? - powtórzyłam.
Ponownie wzruszyłam bezradnie ramionami.
- Co Ci odbija? - wstała z miejsca.
Ignorując ją wzięłam do ręki gitarę i zaczęłąm grać dobrze znaną mi melodię, Ed Sheeran - The a Team.
- Czyli teraz będziesz obrażać się na cały świat? Ktoś złamał Ci serce? - zapytała.
- "Nie dociera? Nie ufam Ci i nic Ci nie powiem!" - pomyślałam.
- Amy Marie White! - wrzasnęła.
Miałam ochotę przyłożyć jej tą gitarą.
- Szlaban ! A w poniedziałek widze Cię w szkolę ! - krzyknęła a po pokoju rozniósł się trzask.

***

Łzy napłynęły mi do oczu, ale nadal nie odrywałam oczu od gitary.
Mogłoby się wydawać, że melodia koi moje rany. Bardzo głębokie rany, które przez kolejne tygodnie tylko się pogłębiają. W morzu moich łez, przez które ledwo widziałam nadal widnieje obraz nieszczęsnej nocy. Nawet nie chcę wiedzieć co mogło się stać!
Muszę się komuś wygadać... Ale komu? Komu mogę zaufać? W ogóle co to jest "zaufanie"? To nic nie znaczące gówno!
Nadal wytrwale obijałam koniuszkami palców o struny.
Czasami w najmniej oczekiwanej chwili uczucie jego dotyku wraca. To uczucie, które jest nieodwracalne, ale za to jak bardzo znienawidzone...

Wstałam z ławki. Nie mylicie się "ławki". Siedzę w parku i brzdąkam na gitarze, ale tylko w ciągu dnia. Około 3p.m. jestem już w domu.
Szkoła? Nie wiem. Nie byłam.
Nagle usłyszałam charakterystyczne stukanie obcasów i piskliwy głos.
- A panna co tutaj robi? - to sekretarka!
Zgadnijcie co zrobiłam.? Wzruszyłam ramionami nieprzejęta niczym.
- Oj dowie się pan dyrektor... A jutro widzę Cię w szkole! - krzyknęła i pobiegłą dalej... spieszyła się.
Wszyscy się gdzieś spieszą.... nie zauważają mnie, taką nic nieznaczącą nastolatkę, która przeżyła w swoim życiu jakże wiele... Nic dla nich nie znaczę! No tak, przecież mnie nie znają, ale są moimi bliźnimi, wszyscy ludzie niezależnie od narodowości, czy koloru skóry są rodziną. Niestety, jeśli tak wygląda rodzina to wcale nie dziwię się dlaczego niektórzy popełniają samobójstwo, popadają w depresję... To wygląda jak jedno wielkie spieszące się gówno! Więc co ja tu jeszcze robię? Nie wiem. Nie mam dla kogo żyć... Nie mogę żyć.



Wróciłam do domu, wkurzona na cały świat. Wzięłam żyletkę, która dotychczas samotnie spoczywała na toaletce.
- No dalej! Pokaż jakim jesteś nieudacznikiem! Zabij się! - krzyczałam sama do siebie. - Jesteś nikim! - krzyczałam do odbicia w lustrze. - Zabij się... - głos mi się załamał.
Łzy lały mi się po policzkach, które były zaróżowione od zimna, a może to od upokorzenia? Od upokorzenia które spotkało mnie kilka tygodni wcześniej? Przecież nie jestem tanią dziwką, która otworzyła dupodajnie za rogiem!
Oparłam się plecami o ścianę i zjechałam wzdłuż niej.
Z trudem oddychałam przez płacz.
- Umieram od środka... - powiedziałam przez ataki płaczu. - Zginę prędzej czy później... - mruknełam sama do siebie.
Ułożyłam rękę na pięknym białym prześcieradle i położyłam na nim żyletkę.
- Teraz albo nigdy.... - mruknęłam, ale nie byłąm pewna.
Umrzeć?
Przestanę czuć ten okropny dotyk na sobie, zapomnę o problemach, umrę...
Ostatni raz wzięłam głęboki oddech, który miał być moim ostatnim....




-------------------------------------


 JA WAS PROSZĘ.
KOMENTUJCIE!  BO NIE WIEM CZY PISAĆ, CZY DAC SOBIE SIANA.
OBSERWATORÓW PRZYBYŁO, ALE KOMENTARZY WCALE.
DLA CIEBIE TO TYLKO JEDEN WPIS, A DLA MNIE MOTYWACJA NA NOWY ROZDZIAŁ.
DZIĘKUJĘ Z GÓRY, (anonimy też mogą komentować)

 

czwartek, 4 października 2012

Rozdzial 4 "Mijaly godziny, dni, tygodnie... Ale bez Ciebie to wiecznosc..."

Postanowiłam dodać jeszcze dzisiaj część dalszą.
Jak mówiłam kolorowo nie będzie.. <33
Zachęcam do czytania.



------------------------------------------


*Amy*

Są ludzie,
którym szczęście mig­nie tyl­ko na mo­ment,
na mo­ment tyl­ko się ukaże po to tyl­ko,
by uczy­nić życie smut­niej­szym i okrutniejszym.


Mijają już dwa tygodnie od naszego spotkania.
Po tym jak zobaczyliśmy się na plaży nie zamieniliśmy ani zdania. Zayn wraz z chłopakami wyjechał w trasę po USA. No tak głupia, naiwna ja. Przecież sławny 19-latek nie będzie żył z taką małolatą jak ja długo i szczęśliwie?! No właśnie, nawet brzmi to tandetnie i żałośnie.

Założyłam plecak na plecy i ruszyłam do szkoły. Cały czas chodziłam przygnębiona, nie miałam nawet ochoty wkurzać dyrektora.
Dziwne? Tak, ale prawdziwe.

Weszłam do klasy bez większych ceregieli.
- Już Ci się znudziło? - zakpił Josh. Kim jest? Największy niewyżyty idiota w szkole.
- Zamknij się.
- Od kilku dni ciągle mówisz tylko "zamknij się", kochanie co jest? - zadrwił.
- Zamknij się i nie mów do mnie "kochanie" ! - wrzasnęłam. Oczywiście nauczycielce to nie umknęło i dostałam wpis do dziennika. Ale jak już wspominałam, mam to w dupie!
Resztę lekcji przesiedziałam w ciszy, wyglądając za okno, tak jakbym dostrzegła coś interesującego.

Opuściłam mury szkoły i wolnym krokiem udałam się na plaże. Posiedziałam tam kilka godzin, niestety zaczęło się ściemniać. Zostałam tam do później godziny, z nadzieją, że może Zayn wróci. Niestety, na nic takiego się nie zapowiadało, więc zbierałam się powoli do domu.
Podniosłam plecak i założyłam do na jedno ramię. Ślamazarnym krokiem ruszyłam w dobrze mi znaną stronę.
A żeby było szybciej poszłam skrótami. Niestety w uliczce żadna z latarni się nie paliła, słyszałam tylko wulgarne zwroty a w powietrzu unosiła się woń alkoholu.
Przerażona rozglądałam się w każdą stronę... Bałam się.
Natarczywe wulgaryzmy stawały się coraz to głośniejsze. Przystanęłam.
Nie chciałam już dalej iść. Chciałam zapaść się pod ziemie, zniknąć, ale nie zostawać tutaj!
Serce biło nieregularnym rytmem, oddech stał się płytszy i szybszy, a ja... ja zamarłam.
W moją stronę kierowało się, o ile dobrze widzę 4 nawalonych zboczeńców.
- Te lala! - zawołał jeden.
Na sam ich widok robiło mi się niedobrze. Nie wiedziałam co teraz będzie?
Zabiją mnie... A może co gorsza zgwałcą?! Nie, nie nie! Nie ma mowy!
Wzięłam nogi za pas i zaczęłam uciekać. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, przecież... nie mam szans z takim mięśniakiem, a do tego z przerażenia nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Stało się to, czego tak bardzo nie chciałam... Przewróciłam się.
Mimowolnie pisnęłam. Rozcięłam kolano, krew zlewała mi się po nodze, a co gorsza facet zbliżał się. Znowu ten ból, co jest do cholery?
Popatrzyłam w górę... Jeden z jego kumpli właśnie uderzył mnie w ty głowy, pewnie myślał, że zemdleje i nie będzie ze mną problemów.
Mylił się, zadał mi tylko wiele bólu, ale ja nie dam się wykorzystać!
Chciałam wstać... Jednak ktoś zrobił to za mnie - podniósł mnie.
Myślałam, że może jeden z chłopaków zmądrzał i mi pomoże, ale nie... Znowu moja naiwność daje się we znaki.
Chłopak, możliwe, że miał już około 20-stki przyparł mnie do ściany.
Miał kaptur na głowie, ale widać było, że jest łysy, na policzku miał widoczna blinę, a z jego oczu biło zło i zimno.
Wyrywałam się, piszczałam, ale on miał to w dupie.
Położył rękę na mojej tali, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
Ponowiłam próbę ucieczki - bezskutecznie.
Drugą ręka zjechał w dół, kierował się w stronę moich pośladków, o nie!
Co to, to nie!
- Zostaw mnie! - krzyczałam i się szarpałam. Ale przy nim wyglądałam jak bezbronna myszka.
Teraz pocałował mnie w szyje... Rozpłakałam się z bezsilności.
Biłam go po klatce piersiowej, krzyczałam, a on tylko uśmiechał się szyderczo.
Nagle moje prośby zostały wysłuchane, usłyszałam dźwięk syreny policyjnej.
Co miałam zrobić? On mnie puścił, a policjant, który wyszedł z auta schwytał go... A ja? Ja... ja uciekłam!
Nie chciałam nikomu o tym mówić, chciałam tylko jak najszybciej zmyć z siebie jego dotyk, jego woń, woń alkoholu...
Biegłam przed siebie nadal płacząc. Potykałam się o własne nogi, włosy ograniczały mi widoczność.
Ale na szczęście po 10 minutach byłam w domu.

Rodziców nie było i dobrze... Nie chcę aby wiedzieli, nie chcę aby ktokolwiek wiedział!
Trzęsłam się z nadmiaru emocji, płakałam wręcz łkałam.
Weszłam po prysznic.
Zmyłam z siebie jego zapach, ale nadal czułam ten dotyk...
Nie chciałam go czuć. Chciałam o wszystkim zapomnieć, chciałam umrzeć.
Przerażona na samą swoją myśl zatrzęsłam się.
Wyszłam z pod prysznica i ubrałam wcześniej wzięte ubrania - stare dresy kupione rok temu.
Weszłam pod kołdrę, ale nie zasnęłam. Ciągle miałam przed oczami tą krzywą, że tak powiem.. mordę.

Jest na świecie ta­ki rodzaj smut­ku,
które­go nie można wy­razić łza­mi.
Nie można go ni­komu wytłumaczyć.
Nie mogąc przyb­rać żad­ne­go kształtu, 
osiada cias­no na dnie ser­ca jak śnieg pod­czas bez­wiet­rznej nocy.

***

Zadzwonił budzik. Właściwie nie spałam, zamknęłam tylko oczy, ale kiedy to robiłam miałam przed oczami obraz sprzed wczorajszej nocy. Chciałam go wymazać, ale nie umiałam, za wszelką cenę broniłam się przed wspomnieniami, ale nie umiałam. Byłam bezsilna.

Nie wyszłam dzisiaj z domu. Nie mogłam, a może to by mi pomogło?
Nie wiem, na prawdę nic już nie wiem... i może nie chcę wiedzieć.?
Rozczesałam włosy, które nie nadawały się nawet na perukę.
W ogóle cała byłam do bani...
Nie miałam już sił, na nic, na życie...

***

Dwa, trzy, cztery dni.
CZTERY dni minęły od kont nie ujrzałam światła dziennego.
Powoli umieram od środka.
Umieram milcząc.
Podkowy pod oczami, załzawiona poduszka, to teraz... codzienność.
Nadal czułam ten obrzydliwy dotyk.
Miałam przed oczami jego obrzydliwą twarz.
Nie mogąc stawić się codzienność, powoli zamykałam się w sobie.
Rozważałam już odejście z tego świata, ale co by mi to dało?
Uśmierzenie bólu? Pozwoliłoby zapomnieć? Czy może pogorszyło sprawę?
Tego też nie wiem...
Nie mogłam tak po prostu odejść, ale przecież nie miałam dla kogo żyć!
Rodzice nawet nie zorientowali się, że od czterech dni nie byłam w szkole.
Nauczycielom jest to na pewno na rękę, dlatego nikt się nie martwi.
A o co? O mnie? Resztka zdrowego rozsądku podpowiada mi, że NIKT się o mnie nie martwi.
Zostałam tylko ja, załzawiona poduszka i samotna żyletka leżąca na toaletce.
Właśnie... żyletka.
Uśmierza ból? Daje ukojenie? Nie wiem, nigdy nie potrzebowałam tak drastycznych środków, na uśmierzenie bólu, na zapomnienie, na uwolnienie się od problemów. A teraz? wydaję się to ostatecznym wyjściem.

Krzątałam się pod domu, rozglądając po kątach.
Nie wchodziłam na internet, czemu? Nie miałam czasu...
Pewnie mnie wyśmiejecie, ale to prawda.
Nie miałam czasu, teraz w zasadzie całe dni wykorzystuję na rozmyślanie.... Nad moim marnym życiem.
Znowu mnie wyśmiejecie, ale ja nie narzekam na "złamane serce" czy "brak kieszonkowego" jak te przeciętne nastolatki. Mnie próbowano zgwałcić! Mam powody do strachu.
Może gdybym wygadała się komuś byłby lepiej?
Może gdybym czuła kogoś wsparcie byłoby lepiej?
Może gdybym miała pewność, że takich psycholi nie ma już nie świecie byłoby lepiej?
Nie wiem....
Wiem jedno: Nie mogę tak żyć, w wiecznym strachu, w wiecznej niepewności.


--------------------------------


Za nieobecność - przepraszam!
No i tak:
WOW 11 OBSERWUJĄCYCH, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ.
TYLEEEE WYŚWIETLEŃ! DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ.
W OGÓLE ZA KOMENTARZE TEŻ DZIĘKUJĘ!
A teraz zapraszam do zostawiania komentarzy poniżej!
Liczę na przynajmniej 4 KOMENTARZE!