piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 23 "Ciągle czuje się, jakbym kiedyś już ją stracił i nie mówię tu o wyjeździe do Szwecji... Mówię o śmierci..."

***Oczami Alice***


Wyszłam z domu i powoli kierowałam się w stronę domu chłopców. Wstąpiłam po drodze do supermarketu i kupiłam kilka rzeczy. Wiatr rozwiewał moje włosy. Byłam... szczęśliwa? Nie, bo bałam się że Zayn nic już do mnie nie poczuje... A co jeśli mnie wyśmieją i... i nie uwierzą? Z rozmyślań wyrwał mnie ból głowy, upadek i ... ciemność.
Otworzyłam oczy i ... ponownie to światło. Co jest do cholery?! Rozejrzałam się i ujrzałam Gabriela.
- Po co znowu tu wróciłam? - warknęłam.
- Jest problem. Caroline chce wrócić do swojego ciała... - powiedział "Aniołek".
- Co!? Ale ono jest MOJE.. - powiedziałam oburzona.
- Nie, niestety nadal jest to Caroline.
- Ale... To co ja teraz zrobię!? - zawołałam z łzami w oczach.
- Możemy... Boże, sam nie wierzę, że to mówię... Mogę cofnąć czas... - rozmyślał. - Ale, pamiętaj, że coś się zmieni, i musisz sobie z tym poradzić, nie wszystko będzie takie samo... - powiedział niepewnie.
- Co się zmieni? - zapytałam.
- Coś na pewno.
- A gdzie się cofnę...? - zapytałam.
- Dokładnie do poranka 14 września. - powiedział.
- Ale... To było po urodzinach Niall'a i ja wtedy... - jąkałam się.
- Wiem, właśnie wtedy coś się zmieni... - powiedział.
- Ym.. Dobra, cofaj. - powiedziałam odważnie.
- Ale, jest jeden problem... Tylko ty będziesz pamiętała te wydarzenia, żadne z twoich przyjaciół o tym nie wie... Dlatego nigdy nie rób już takiego głupstwa, jak skakanie z dachu! - rozkazał.
- Obiecuję.. - powiedziałam i ... zemdlałam.

(**Tu cofamy się do rozdziału 19, w którym Alice obudziła się obok Zayn'a**)

Otworzyłam zaspane oczy i ujrzałam... twarz Malika !? Przetarłam je jeszcze raz, i dalej to samo. Na razie nic się nie zmieniło...
- Zayn wstawaj... - obudziłam go.
- Boże co ty tu robisz!? - zapytał.
- Nie... Niewiem... Ja, nic nie pamiętam... - jąkałam się.
- Ja też... Alice, czy my...
- Boże nie wiem! Nic nie pamiętam! - warknęłam.
- Spokojnie, powiemy im? - zapytał.
I teraz spokojnie, wybieraj... Powiedzieć? Przetworzyłam wszystkie informacje, kłótnia z Lou, że mu nie powiedzieliśmy...
- Powiedzmy im, później mogą być źli, że im nie powiedzieliśmy.
- Okey. - przytaknął.
Nie wiem czemu, ale wydawał się szczęśliwy, no tak... przecież się we mnie kocha... No to mam na niego haczyk... ^^
- Zaaaayn... - zaczęłam. - A... Możesz mi powiedzieć co nas łączy? - zapytała podejrzliwie.
- Ymm... - zarumienił się. Nie wierzę, Malik strzela buraka?! - Przyjaźń? - zapytał.
Cios poniżej pasa, przecież mnie kocha? Prawda, kocha mnie? Przecież tak mówił... Obiecywał, że mnie nie zostawi... To co teraz..? To jest to co się zmieni? A może wstydzi się mi to wyznać? 
- Yhm.. - przytaknęłam smutno.
- Coś się stało? - zapytał troskliwie.
- Nie, nic... - odpowiedziałam obojętnie.
Wstałam, ubrałam swoje rzeczy i pognałam do kuchni. Malik przyszedł już po kilku minutach. Do stołu dosiadła się reszta domowników i się zaczęło...
- Możemy wam coś powiedzieć? - zapytał Mulat.
- Pewnie, wal śmiało. - przytaknął Lou.
- Bo.. My.. Ten... - jąkał się Malik.
- Po pijaku przespałam się z Zayn'em, jasne? - wkurzyłam się, bo nie miałam siły słuchać tłumaczeń Bad Boy'a.
- Wow... Czyli nowa parka? - zapytał Li.
- Nie, na pewno nie. - odpowiedziałam za Zayn'a.
- Em.. Alice mogę Cię na słówko? - zapytał Zayn.
- No.
Poszłam za nim do jego pokoju. Usiadłam wygodnie na łóżku, w czasie kiedy on zatrzaskiwał drzwi.
- Co ty odpierdalasz?! - warknął.
- Jak to co? Nie kryję się przed nimi... - wzruszyłam ramionami.
- Nie o to mi chodzi... Ty... Jesteś wściekła, na mnie. - raczej stwierdził, a nie zapytał.
- Yhhh... Trochę.
- Alice... Ja myślałem, że ty... No wiesz... Z resztą, teraz jestem z Perrie, a tobą dobrze zajmie sie Harry! - warknął.
- O co się wkurzasz?! - zapytałam.
- Widać jak Harreh na Ciebie patrzy!
- Na mnie? śmieszny jesteś, nas łączy tylko przyjaźń!
- Tak? Jakoś w Szwecji Ci to nie przeszkadzało.
- To prawda wtedy byłam w nim zauroczona, ale teraz kocham Ciebie! Nigdy nie przestałam! - rozpłakałam się.
- Alice... Przepraszam, myślałem... Ja... Byłem zazdrosny o Hazzę, i próbowałem na siłę zakochać się w Perrie... żeby o tobie zapomnieć... - jąkał się.
- Zayn... Przepraszam, nie powinnam mieszać jeszcze bardziej. - szlochałam.
- Alice... - podszedł bliżej mnie i ... podniósł mój podbródek. - Ja też nigdy o tobie nie zapomniałem...
Tak, nie zapomniał, ale "kocham Cię" nie powie, mam tego dość. Wybiegłam z domu z płaczem. Czyli jak skakałam z mostu, on tak po prostu puścił słowa na wiatr!? Jestem żałosna... Byłam głupia że mu wtedy wierzyłam...
Biegłam szybko chodnikiem nie zwracając uwagi na deszcz, przechodniów, i w ogóle na nic, nie zwracałam uwagi... Byłam wkurzona na maksa.
Pomyśleć, że moja głupota tyle mnie nauczyła... Przynajmniej znam prawdę. Miłości nie ma... Weszłam do domu, nie zwracając uwagi na tatę i uciekłam do pokoju, w którym po chwili siedziałm już zamknięta.

Minęło kilka dni od kłótni z Zayn'em. Dzwonił pisał, ale ja się nie odezwałam... Co było najgorsze!? Przed chwilą byłam u ginekologa... Jestem w ciąży !!! Już wiem co się zmieniło... Ale i tak jestem wdzięczna, że mogę żyć... Tylko, nie powiedziałam Zayn'owi, i chyba nie powiem. Z rozmyślań wyrwał mnie głos taty.
- Kolega do Ciebie. - powiedział.
- Jaki? - zapytałam.
- Niall.
Blondyn wszedł do pokoju. Zobaczył mnie skuloną na dywanie i przytulił mnie. Nic nie mówił, po prostu przytulił.
- Niall... - powiedziałam przez płacz. - Ja... Jestem... w ciąży... - wyjąkałam.
- Alice... Nie martw się... Damy radę, pomogę Ci, ... ale musisz powiedzieć Zayn'woi... - błagał
- Co !? Nie ! - krzyknęłam oburzona. - On ma Perrie.
- Posłuchaj on siedzi zamknięty w czterech ścianach, płacze... od pokłócił się z tobą...
Nic nie odpowiedziałam, wstałam i ubrałam pierwszą lepszą kurtkę.
- Idę się przejść. Idziesz? - zapytałam.
- Nie, pogadam z twoim tatą.
- Tylko... Nie mów mu... Ok?
- Dobrze.
 Wyszłam z domu powoli przemierzając uliczki Londynu. Niby mam szczęście bo dostałam, taką jakby, drugą szansę. Ale jednak, myślałam, że Zayn rzuci mi się w ramiona. Ale nie, on mnie nie kocha... Bo mi tego nie powiedział, prawda?
Nagle usłyszłam klakson, światła, i ... kurwa, ciemność.

Otworzyłam oczy.
- Ładnie, ładnie, ładnie... - powiedział Gabriel. - Kilka dni Cię nie widziałem a tu już w kłopoty się pakujesz...
- Ja pierdziele, znowu?! - zapytałam ironicznie.
- Nie, spoko jesteś w śpiączce... - uspokoił mnie.
- To czemu z tobą gadam?
- Nie stęskniłaś się? - zapytał.
- Jasne, ale raz mógłbyś ty wpaść a nie ja... - powiedziałam oburzona.
- Alice... Twoja bliska osoba zginęła. Więcej Ci nie powiem... Pamiętaj, nic nie dzieje się bez przyczyny. - powiedział tym swoim "anielskim" głosem.
- Nie cierpię, jak zamieniasz się w tego "aniołka"... - powiedziałam i ... znowu ta pieprzona ciemność.

Rozchyliłam powieki i zatkało mnie na widok płaczącego Zayn'a, tuż przy moim łóżku. Postanowiłam, udawać, że jeszcze "śpię". Podszedł do niego Liam.
- Zayn, stary, będzie dobrze zobaczysz... - pocieszał go.
- Ale osoba którą kocham, nie powiedziała mi że będę ojcem! - zaczął płakać jeszcze bardziej. - Znaczy, byłem... - znowu płacz. - Słuchaj, nawaliłem... ja ją kocham. Nie powiedziałem jej tego, bo bałem się, że znowu ją stracę, ciągle czuje się, jakbym kiedyś już ją stracił i nie mówię tu o wyjeździe do Szwecji... Mówię o śmierci... - szlochał.
- Zayn, jest dobrze... Nie straciłeś mnie... - powiedziałam i ścisnęłam jego dłoń.
- Boże... Alice... Kocham Cię! Rozumiesz?! Kocham Cię! - krzyczał.
- Zamknij się wariacie, bo ludzie tu są.
- I dobrze, niech wiedzę, że Cie kocham...
- Gdzie dziecko? - zapytałam
- Alice... Ono... Nie żyje... Czemu mi nie powiedziałaś. - w jego oczach dostrzegłam łzy.
- Bałam się, żee... będziesz zły... - posmutniałam.
- Nigdy! - zaprzeczył i pocałował mnie czule.


---------------------------------

Dławię się tymi Happy Endami.... No ale cóż.... To jeszcze nie koniec moich wypocin... Tak, myślę... Mam nadzieję, że Ola, też coś wypoci... (o ile zdąż, bo znowu jej neta odetną)
Pozdrwiam was, kochani <333
Liczę na wsze komentarze <333
Z góry przepraszam za błędy, nie chciało mi się sprawdzać!! <333
Pozdrowionka...<333

(ten gif, jest zajebisty<3)

środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 22 "Wiara czyni cuda"

***Oczami Alice***


Otworzyłam oczy. Byłam w sali szpitalnej...
- Żyjesz?! - krzyknęła pielęgniarka.
- Tak... - odpowiedziałam.
- Mała... Wszystko dobrze? - zapytałam.
- Tak... Chyba tak. Mam prośbę... Mogłaby mnie pani wypisać, już dzisiaj ?? - zapytałam.
- Ym.. Tak, ale jesteś bezdomna. - powiedziała.
- W zasadzie, to nie... Gdzie są moje ubrania? - zapytałam.
- Na prawdę, chyba musisz zostać do jutra... - zatrzymywała mnie.
- Bardzo proszę...
- Zaraz przyniosę Ci rzeczy.. - uśmiechnęła się.

Po kilku godzinach mogłam wyjść już ze szpitala. Włożyłam rękę do kieszeni i... kluczę! Takie same jak moje!
- Gabriel dzięki ! - krzyknęłam unosząc ku górze rękę z kluczami.
Przechodnie zapewne pomyśleli, że jestem psychiczna, ale nie obchodziło mnie to.
Stałam przed swoim domem. Znaczy swoim, w tamtym wcieleniu... Otworzyłam furtkę po czym doszłam do drzwi. Włożyłam w dziurkę klucz, przekręciłam... Udało się, pasował. Weszłam do środka... Wszystko po staremu. Szybkim krokiem udałam się do swojego pokoju... Taki sam... Aż chciało mi się płakać... Przeszłam obok lustra... O... No tak, raczej wyglądam trochę inaczej niż w tamtym życiu... Chociaż podobne włosy, zupełnie inna twarz... brązowe oczy...


No.. Nowa Alice powraca..! Wzięłam swoje ciuchy i weszłam pod prysznic. Teraz miałam jeden cel - odzyskać Zayn'a. Po szybkim prysznicu wyszłam z domu, wcześniej go zamykając. Udałam się w stronę domu chłopców... Ciekawe czy w ogóle mi uwierzą...? Nie, na pewno łatwe to nie będzie... Szłam powoli, myśląc co będzie dalej... Czy jak mi uwierzą Zayn pokocha mnie na nowo, ale to przecież ja... Tylko w innym ciele.
Doszłam pod dom...
Zadzwoniłam na dzwonek. Nic. Drugi raz. Nic. Trzeci Raz...
- Kurwa, co jest ?! - wrzasnął mój Zayn.. Boże, jaki on cudny.
- Ja przepraszam... Ale Zayn... musimy pogadać. - powiedziałam.
- Fanki, fanki, fanki... zrozumcie, że nie mam ochoty, na rozdawanie autografów. - powiedział i trzasnął drzwiami.
Mogłam się domyśleć... Teraz nie będzie chciał gadać... Jaka ja głupia jestem! Gabriel miał racje... To będzie trudniejsze niż mi się wydaje...

*Nazajutrz*

Obudził mnie przeraźliwy krzyk.
- Co jest do cholery?! - tak, to był tata.
- Tata !!! - krzyknęłam i chciałam się przytulić.
- Co?! Moja córka nie żyje... - powiedział.
- Tato... To ja... Alice... - jąkałam się.
- Co ?!
- Dostałam drugą szanse.. To ja tylko w innym ciele...
- Udowodnij. - powiedział bez wahania.
- W dzień śmierci mamy powiedziałeś "Wiedz, że kochałem Twoją mamę i będę ją kochał" później w słuchawcę pociągnąłeś nosem i prawdopodobnie zacząłeś płakać... - powiedziałem ze łzami w oczach...
- Alice !!!! - zaczął krzyczeć. - Dziękuję Ci Boże !!!
- Też się cieszę, że Cię widzę. - powiedziałam.
- Ale, jak to.. się stało??? - zapytał zdezorientowany.
- Wiara czyni cuda, tatku... - powiedziałam...
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę. Tata powiedział mi, że Zayn... on... Przyszedł do niego i go przepraszał, boże... on się o wszystko obwinia...
Dzisiaj z nim pogadam...
Wyszłam z domu. Przepraszam... Wybiegłam z domu. Po kilku minutach byłam pod domem chłopaków. Zadzwoniłam... Otworzył mi.. Liam.
- Liam! - wrzasnęłam.
- Mówiliśmy już, nie rozdajemy autografów, na terenie prywatnym... - powiedział...
- Liam. Musimy pogadać. Posłuchaj to ja Alice. - powiedziałam.
- Ty chora jesteś! - krzyknął i zamknął drzwi.
Niestety, nic już nie zrobię... Wróciłam do siebie... Wściekła na cały świat walnęłam się na łóżko i rozwyłam się jak bobas...
 Co ja mam zrobić? - z tym pytaniem zasnęłam.

***

- To ja na prawdę... - powiedziałam, widząc zdziwienie na twarzy Loczka.
- Zayn wie? - zapytał.
- Nie... Nie było go w swoim pokoju... - powiedziałam.
- Jak to nie było !? - wrzasnął. - Liam gdzie Zayn ?! Czemu go nie pilnowałeś...?
Do pokoju wpadł Liam. Miał łzy w oczach, a w ręce trzymał telefon.
- Zayn nie żyje... - wyjąkał.
Cały mój świat stanął w miejscu! Jak to nie żyje?! Zayn nie żyję!? To nie możliwe! Przecież ja go tak potrzebuję... To przeze mnie... Umarł i już nie wróci... Gdybym wtedy nie skoczyła... Byłoby dobrze... Moje oczy momentalnie się załzawiły. Przytuliłam mocno Harrego. Zaczęło kręcić mi się w głowie... Upadłam na ziemię. "Widziałam go na łące. To on. Stał i czekał na kogoś. Podeszłam do niego, a ten rzucił mi się na szyję. Pocałowałam go namiętnie, a następnie wyszeptałam do ucha "kocham Cię". Zrobił to samo. Staliśmy przytuleni do siebie. Zatracilismy się w chwili"
Momentalnie otworzyłam oczy. Stał nade mną loczek.
- Nie strasz mnie... - powiedział przez łzy.
- Nie będę...
Przytuliłam go i znowu zaczęłam płakać...

***

Szybko tworzyłam oczy. Jestem w swoi pokoju, Loczek nie wie, że to ja... Czyli to był tylko sen... Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, ubrałam się... Plan na dziś ? - Sprawić, aby Zayn uwierzył...



----------------------------------


Na prośbę Cassie. Dlatego też rozdział dedykuję jej <333
Sorry, że taki krótki,  ale tak szybko nie da się napisać długiego..
Poza tym wena, odmówiła posłuszeństwa... <333

Rozdział 21 "Gdybym mogła cfonąć czas..."

***Oczami Alice***

Udałam się z przyjacielem, którego swoją drogą nazywam "Aniołek" pomimo, że ma imię. O ile się nie mylę to Gabriel, ale mniejsza o to. "Siedzieliśmy" w vanie chłopaków. Już coraz bardziej rozumiałam, że źle zrobiłam skacząc... Zaszkodziłam sobie, Zayn'woi, wszystkim... Ale... zabolały mnie słowa Louisa, że jestem nikim. Wpatrywałam się w Zayn'a, jak w obrazek.
- Jak usłyszeć jego myśli? - zapytałam.
- Musisz tego chcieć. - odpowiedział.
Hm.. Dobra.. Chcę tego... Co Zayn myśli...?
- Jak mogłem, czemu jej nie zatrzymałem? To przeze mnie... Boże spraw, żeby wróciła... Gdybym mógł cofnąć czas... Gdybym mógł, jeszcze raz ją przytulic, poczuć jej zapach, smak jej ust. Jestem idiotą... Dlaczego...?! Przecież tak bardzo ją kocham. - pomyślał Zayn, i w tym momencie w jego oczu wypłynęły łzy.
- Nie płacz... - powiedziałam, chociaż wiedziałam, że on mnie nie słyszy. Straszne uczucie... Jak bardzo żałuję... Mogliśmy pogadać... Jestem głupia...
- Nie jesteś głupia... Jesteś po prostu słaba... - powiedział "aniołek".
- Dasz radę cofnąć czas? - zapytałam.
- Tak... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Świetnie!
- ...Ale tego nie zrobię. - dokończył.
- Czemu?! - oburzyłam się.
Nie odpowiedział... No tak, teraz będą fochy...
- Nie obrażam się. - dodał.
- No tak, człowiek nie może spokojnie pomyśleć. - powiedziałam.
- Posłuchaj Alice. Zrozumiałaś swój błąd? Kto najbardziej na tym cierpi? Nie... Więc słuchaj głosu serca, bo taka szansa się nie powtórzy. - powiedział z epickim spokojem.
- Yhm... - przytaknęłam.
Wpatrywałam się nadal w Zayn'a. Był taki piękny... Na prawdę jestem głupia, że go zostawiłam... Dojechali(śmy) do domu. Wszyscy wysiedli. Ja i Gabi.. (uwielbiam go tak nazywać) też. Poszłam za Zayn'em na górę.
- Może.. Gdzieś tu jest ta żyletka.. Wrócę do niej. Będziemy razem, na zawszę... Już na zawszę... Nigdy jej nie opuszczę... - myślał Zayn.
- Nie, nie nie i jeszcze raz nie! - zaczęłam krzyczeć, chociaż on i tak mnie nie słyszał. - Błagam nie rób tego !! To nie ma sensu..
Zaczęłam płakać. Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu.
- Wiem, że tego nie słyszysz, ale to ja... Siedzę obok Ciebie... i błagam nie rób głupstw... - prosiłam. Bez skutecznie... Nie słyszał mnie, na szczęście przestał myśleć o żyletce...
- Tak bardzo chciałbym Cię przytulić... Tak bardzo chciałbym Cię pocałować... Tak bardzo chciałbym Cię tu mieć... obok mnie... Albo... Na pewno zaraz wyskoczysz spod łóżka, krzycząc "Nabrałeś się". Żałuję, że nie powiedziałem Ci tego wcześniej... Ale... Alice... Kocham Cię! - jego myśli aż wrzały... A ja? Ja, nie mogłam nic zrobić, tylko patrzeć i płakać...
Chyba znam odpowiedź na pytanie... To Zayn najbardziej ucierpiał...

****

Minął równy tydzień od mojej śmierci. Teraz już rozumiem, kto najbardziej ucierpiał na moim głupstwie. Skacząc tylko uciekałam od problemów, ale tego już nie zmienię. Nic już nie zmienię. Biedny Zayn popadł w depresję. Nic nie je, pali, pije... Gdybym mogła cofnąć czas... Wszystko przeze mnie. Nagle obok mnie zjawił się aniołek.
- Znasz odpowiedź na pytanie? - zapytał.
- Tak. Najbardziej na moim głupstwie ucierpiał Zayn... - odpowiedziałam.
- Chodź ze mną. - wyciągnął rękę, a przed nami pojawiły się białe schody.
Chwyciłam rękę Gabriela i poszliśmy...
- Alice. - odezwał się. - To ważne co teraz powiem. A powiem to tylko raz. Jak skończę przeniesiesz się dokładnie do opisanego miejsca. Jak sobie poradzisz, jest już twoim problemem. Będziesz nadal sobą, ale w innym ciele. Posłuchaj. Istniała niejaka dziewczyna. Ma 18 lat. Jej ciało spoczywa przed budynkiem, zmarła wtedy kiedy ty. Jest biedna, nie zna swoich rodziców, nie ma gdzie mieszkać, w końcu odeszła, z głodu, zimna... Ty zastąpisz jej ciało, ponieważ ona chce umrzeć. Powinnaś dziękować jej, że masz drugą szansę. Jeszcze jedno. Twoi przyjaciele cię nie znają, sama musisz ich znaleźć i przekonać, że to ty. Pamiętaj, drugiej szansy nie dostaniesz... - w tym momencie zemdlałam...



-------------------------------

Koniec.
Więc jest następny, tego dnia...!
Szybko uwinęliście się w komentarzami... Aż dwa w ciągu 2 godzin..
<333

- Veroo.
Zapraszam na mojego nowego bloga!!
KLIK

Rozdział 20 " Łzy lały się po jej bladych policzkach. Jej bose nogi stąpały po szkle. Wyglądała jakby nie czuła bólu, ale w rzeczywistości było inaczej. Przekrwawione nogi dziewczyny kierowały się w stronę..."

NO KOCHANI, MAMY JUBILEUSZ... 20.
POSTARAM SIĘ WAS NIE ZAWIEŚĆ, I BĘDZIE W NIM DUŻO EMOCJI...!
MIŁEGO CZYTANIA, LICZĘ NA KOM. I OBSERWATORÓW.

---------------------------------

***Oczami Zayn'a***


Trząsłem się ze strachu. Ja...Jak, my mogliśmy być tacy nie uważni?! Trzeba było pilnować, czy nikt nas nie śledzi! Ale, zaraz... to nie nasza wina!! Gubię się we własnych myślach...
- Ale... My... - zacząłem.
- Jak kurwa, sobie dziecko zrobiłeś to mogłeś nas powiadomić! - krzyknął Lou.
- Uspokój się.. Bo... - jąkałem się.
- Jakie uspokój!? - warknął nerwowo pasiasty.
- Alice nie jest w ciąży. - powiedziałem, ale blondynka nadal stała w osłupieniu.
- To co kurwa?! Wrzód na żołądku?! - wrzeszczał.
-  Nie, to były tylko przypuszczenia...
- Aha, czyli ty Alice - zwrócił się do dziewczyny - jesteś taka lewa, że nie wiesz czy jesteś chora, czy jesteś w ciąży ?!
- Zamknij japę! Nigdy nie byłam w ciąży, więc nie wiem jakie są objawy, to że Ci idioci nas przyłapali to już nie nasza wina. - wtrąciła Alice. Wyglądała jak dojrzały pomidorek. Ale i tak ślicznie...^^
- Dobra, sorry. - przyznał Lou. - Przegiąłem. Ale dlaczego akurat ty z nią pojechałeś!?
- Bo to ja mógłbym być ojcem... Bo.. my... - dopiero teraz zrozumiałem, że wyjechałem z tekstem.
- Ja pierdole! Jeszcze o czymś nie wiemy?! - wtrącił Liam.
- Dobra... Przespałam się z Zayn'em. Teraz myślicie, że jestem puszczalska, tak? Ale ja czuję coś do Zayn'a. Nie wiem, czy to zauroczenie, czy ja go kocham... Ale wiem, że nie jest mi obojętny. Tak, Perrie mnie zabiję. Zrozumiem, jeśli mnie za to znienawidzicie, ale nie bądźcie źli na Zayn'a... - wykrzyczał Alice.
- Alice...! Spieprzyłaś nam karierę! Jesteś nikim! Rozumiesz, nikim! - zaczął wydzierać się Lou, po czym podszedł bliżej i chciał ją uderzyć, ale ona odwróciła się i wybiegła z płaczem z domu.
- Dzięki. - warknąłem i wybiegłem za nią.
Szukałem wszędzie. Ale no racja... Może do domu pobiegła? No tak... Szybko wróciłem na parking, po auto, które zostawiłem.Wsiadłem do niego i ruszyłem. Nagle zobaczyłem ludzi na chodniku, przepraszam, gromadę ludzi. Wysiadłem z auta i oniemiałem.

MUZYKA

Szybko wybiegłem na górę budynku. Moje oczy się zaszkliły. Łzy lały się po jej bladych policzkach. Jej bose nogi stąpały po szkle. Wyglądała jakby nie czuła bólu, ale w rzeczywistości było inaczej. Przekrwawione nogi dziewczyny kierowały się w stronę krawędzi budynku. Stałem jak wryty,dopiero po chwil się opamiętałem. Powoli ruszyłem w jej stronę. W sercu czułem ból. Tak nie może się to skończyć.
- A.Alice? - zacząłem.
- Zayn, kocham Cię! - krzyknęła i podeszła jeszcze bliżej krawędzi.
- To dlaczego mi to robisz? - zapytałem dławiąc się łzami.
- Co?
- Skaczesz, uciekasz...
- Bo miłości nie ma! - krzyknęła. - Poza tym oni mnie już nienawidzą.
- Kto?
- Oni. - powiedziała.
- Oni to znaczy.. chłopcy?
- I dziewczyny..!
- Alice, proszę. Jesteś moim tlenem, a wiesz, że nie można żyć bez tlenu. - błagałem.
Podszedłem do niej i chwyciłem ją za rękaw.
- Zostaw mnie! - krzyczała.
- Alice, proszę... - płakałem.
- Jestem nikim! - krzyknęła po czym wyrwała się.
Stała już bliżej krawędzi.
- Błagam! - krzyknąłem.
- Kocham Cię... Wiem, że miłości nie ma, ale ja Cię kocham... - powiedziała.
- Alice... Błagam... - płakałem.
Powoli zbliżyła się do krawędzi. Ująłem jej dłoń, odwróciła się i popatrzyła mi w oczy. Dotknęła dłonią mojego policzka. Zbliżyłem się do niej. Mocny wiatr rozwiewał jej włosy. W jej oczach widziałem ból... Przysunąłem ją do siebie. Namiętnie  musnąłem jej usta. Świat się zatrzymał, teraz liczyła się TYLKO ona. Tylko my. Przygryzła delikatnie moją wargę po czym delikatnie odepchnęła mnie od siebie. Ułamek sekund i straciłem ją z oczu. Upadłem na kolana. To nie może być prawda!
- Dlaczego mi ją zabrałeś?! - krzyczałem.
Nie mogłem tego znieść. Świadomości, że mogłem ją uratować, a tego nie zrobiłem. Jest idiotą! Ból który teraz czułem był niewyobrażalny. Nie życzę nikomu tego bólu... To tak jakby ktoś odciął Ci rękę, musisz żyć dalej. Nie możesz wyobrazić sobie jak będziesz funkcjonował... Ale musisz... Tak właśnie ja się czułem. Pustka, ból, świadomość, że mogłem coś zrobić... A nie zrobiłem.
Pokładałem się w płaczu i sam rozważałem skok z tego dachu... Niestety... Moi "przyjaciele" przyszli i bezczelnie próbowali mnie zabrać.
- Puszczaj mnie! To przez Ciebie! - wydzierałem się na Louisa.
- Błagam Cię... - teraz się ocknął...
- Taki z Ciebie przyjaciele! Ty sukinsynie! - naplułem mu w twarz...
Wściekł się, ale nic nie zrobił... Wpakowali mnie bezczelnie do auta. Widziałem tylko jak zamykali Alice w jakimś worku. Tak traktować ciało zmarłego!? Płakałem ciągle płakałem...
- Alice nie chciałaby abyś ciągle płakał... - mówił Liam.
- Bo tu kurwa wiesz co ona by chciała... - syknąłem z bólem.

***Oczami Alice***

Lot, ból, ciemność, oślepiające światło. To wszystko... Otworzyłam oczy, po czym pożałowałam, że w ogóle uniosłam je ku górze. Wszędzie było biało. Dosłownie... Nie było tu podłogi, wręcz przeciwnie, sama wybierałam na jakim poziomie chce iść. Przestrzeń i ... białe drzwi. No bez jaj... Drzwi... bez podłogi?! Byłam zdezorientowana. Przecież przed chwilą ten ból... A teraz... nic nie czuję. Nagle zjawił się "ktoś" w białej sutannie i kółkiem nad głową. Miał skrzydła i bląd włosy. Blada cera, w zasadzie biała.
- Ym.. Kim jesteś? - zapytałam.
- Twoim aniołem stróżem... - powiedział.
- Ale jak?!
- Tak... Wiem o tobie wszystko. - powiedział.
- Jasne...
- Yhm... A kto podkochiwał się w Mark'u z drużyny footbolowej w drugim semestrze 1 kl. gimnazjum? Hm... - a to cwaniak, nikt o tym nie wiedział...
-  Ugh... Dobra.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał.
- No bo był przystojny, i wiesz lubię wysportowanych chło... - przerwał mi.
- Mówię o samobójstwie.
- O.. tak... Ja, oni... znienawidzili mnie. Jak to wyglądało!? Najpierw Zayn, później Harry teraz znowu Zayn... Louis mnie nienawidzi. - powiedziałam ze łzami w oczach.
- A pomyślałaś jak czuje się Zayn? - zapytał.
- Ym... Nie... - posmutniałam.
- On się załamie...
- Taaa... aniołku, dalej mnie dołuj ~ pomyślałam.
- Ym.. Alice..? Ja wiem co myślisz... i nie mów do mnie aniołku. - pogroził.
Opuściłam głowę z bezradności.
- Co ja mam zrobić!? Przecież ja już nie żyję!! Prawda?! - zapytałam.
- Ym.. Twoje ciało nie żyje... Ale ty żyjesz. Mam dla Ciebie unikatową propozycję. - powiedział.
- Zamieniam się w słuch.
- Nie tak prędko... Najpierw musisz wybrać... Czy chcesz być z Zayn'em, czy z Harrym. I pamiętaj, ta propozycja będzie bardzo ciężka do zrealizowania, ale dla Ciebie odpowiednia... - powiedział..
Czyli jak na razie, mam wybrać... Później jeszcze ta ciężka propozycja... Hm...
- Wchodzę w to.. - podałam mu rękę.
- A więc zapraszam. Przeniesiemy się na Ziemię... I pamiętaj, my ich widzimy i słyszymy, nawet myśli... Ale oni nas nie... - i zniknęliśmy...

------------------------------


Jak potoczą się losy Alice i Zayn'a.
Czy kiedyś się zobaczą?
Zastanawiam się nad dodn rozdziału jeszcze dzisiaj, bo jutro mnie nie będzie...
Cóż zobaczymy ile będzie komentarzy do godziny 15:00.
Jeśli będą chociaż 2 - dodaję nowy ...!

- Veroo

**** I Ola... tęsknie za tobą... przyjedź szybko... ok? ****

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 19 "Wiesz, że ja nigdy bym Cie nie zostawił, z tym samą, prawda?"

 ***Oczami Alice***

Przetarłam zaspane oczy aby upewnić się, że to nie jeden z moich zasranych snów. Niestety, była to rzeczywistość. Mój zaspany towarzysz właśnie się budził.
- A co ty tu robisz?! - zawołał.
- Też chciałabym wiedzieć.. - powiedziałam.
- Boże... Alice... Pa...Pamiętasz co...coś??
- Nie...
- Ja... Ja też...
Mimowolnie do moich oczu napłynęły łzy. Jak mogłam?! Teraz zaczęłam szlochać. O dziwo chłopak u boku przytulił mnie i zapewniał, że jeśli sobie życzę, to nikomu nie powie o tym wydarzeniu. Cieszyłam się, że ta sprawa nie ujrzy światła dziennego. Na moje nie szczęście okazało się, że Liam już nie śpi, więc ja i mój towarzysz zaczęliśmy się ubierać. Zachowałam zimną krew i podczas śniadania nie wygadałam się dziewczyną. Pomogłyśmy posprzątać chłopcom i wróciłyśmy do domu. Dziwnie się czułam ukrywając przed nimi fakt, że przespałam się z ... Zayn'em. Tak, to był Zayn... Nie wiem jak do tego doszło.

***Nazajutrz***

Obudziłam się i natychmiast powędrowałam do ubikacji. Bardzo bolał mnie brzuch, a w tym momencie zwymiotowałam. Oprócz tego miałam zawroty głowy i mdłości. Nie mam pojęcia co ze mną nie halo. To pewnie kara za wydarzenia z przedwczorajszej nocy. Od tego wydarzenia nie zamieniłam z Zayn'em ani słowa. Bałam się. Bałam się jak cholera...

***

Kolejne dni mijały podobnie. Na szczęście nie wymiotowałam, ale nadal bolała mnie głowa i miewałam mdłości. Chwile temu wróciłam z apteki. Chciałam kupić coś przeciwbólowego, ale wtedy mnie olśniło... Kupiłam testy... Testy ciążowe. Długo zastanawiałam się co będzie, jeśli test wyjdzie pozytywnie.. Nie, nie mogę tak myśleć. Weszłam do łazienki. Wyjęłam test z opakowania.
"Teraz albo nigdy" - pomyślałam. A więc... Do dzieła - taaa idealne poczucie humoru. Po kilku minutach czekania mogłam już sprawdzić wynik. Wzięłam test do ręki sprawdziłam... Upadłam z niedowierzaniem na podłogę. Nie, nie, nie, to nie może być prawda... Ale jak?!
"Wpisz w google, inteligencie" - odezwało się, moje, niezawodne, drugie "ja". Idealny suchar Alice!!! Muszę zrobić drugi test. Poczekałam... I drugi wyszedł negatywnie!? Jak to!? Kurwa, nic nie rozumiem... To jestem w ciąży, czy nie!? Ale... Co z Zayn'em?! Jak ja mam to wszystko mu powiedzieć?! Za duży natłok informacji. Zaczęłam szlochać z bezradności. Cała roztrzęsiona, przepełniona różnymi uczuciami sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer Mulata.
 *rozmowa*
- Halo? - odezwał się głos w słuchawce.
- Za..Zayn? - starałam się opanować łzy i skupić się na teraźniejszości, na rozmowie.
- Tak. Alice... Wszystko ok? - zapytał troskliwie.
- Proszę... Przyjedź... - wyjąkałam.
- Dwie minuty i jestem... - odpowiedział po czym rozłączył się.
*koniec rozmowy*
Tak jak mówił po chwili był już u mnie. Siedziałam w salonie załamana. W jednej ręce trzymałam jeden test, a w drugiej, drugi. Zayn wszedł do salonu i przerażony tym co trzymam w dłoniach podszedł do mnie z otwartą buzią.
- Al...Alice?
- Ja.. przepraszam... - znowu zaczęłam szlochać.
- To nie twoja wina... Ale jesteś pewna. - zapytał.
- Nie. - pokazałam mu dwa testy.
Przetarł oczy ze zdziwienia.
- Jedziemy do lekarza! - zażądał.
- Ale jak to? Teraz?
- Nie, za rok. Teraz. Idź się ubierz a ja poczekam i pojedziemy.
- Ale... razem?
- No tak. Przecież to dziecko, jest moje, a raczej może być.
- Za..Zayn... Dziękuję. - nie myślałam, że tak zareaguje.
Byłam przekonana, że zacznie krzyczeć i co gorsza, zostawi mnie z tym... Ale na szczęście myliłam się. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się. Zeszłam na dół, ale w salonie nikogo nie zastałam. No tak, pewnie mnie wystawił. Wkurzona wyszłam przed dom. Ku mojemu zdziwieniu Zayn stał oparty o maskę samochodu, paląc papierosa. Zachęcił mnie gestem ręki abym podeszła. Tak też zrobiłam.

Weszliśmy do budynku. Bałam się jak cholera. Nie... Byłam mega przerażona. Na szczęście Zayn mocno trzymał mnie za rękę, co dodawało mi otuchy. Podeszłam do recepcjonistki, załatwiłam to i owo i udałam się do gabinetu doktorki. Tak, kobieta. Tyle dobrze...

***Oczami Zayn'a***

Alice zniknęła za drzwiami gabinetu. Szczerze? Bałem się, ale nie zostawiłbym jej. Zależy mi na niej. Kiedy mówiłem, że chce być jej przyjacielem, poczułem ukłucie w sercu. Po przybyciu do Londynu zerwałem z Perrie, żeby móc walczyć o Alice. Największą przeszkodą jest jednak Hazza... Ale nie mogę teraz o tym myśleć.
Z gabinetu wybiegła uradowana blondynka.
- Nie jestem w ciąży. Zayn!! Nie będziesz tatą!! - krzyknęła tuląc się do mnie. Poczułem ciepło w podbrzuszu. Motylki w brzuchu... Ah...
- Wspaniale. Ale... Alice... Wiesz, że ja nigdy bym Cie nie zostawił, z tym samą, prawda? - zapytał.
- Ymm.. Dzięki... - zarumieniła się.

Wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się do naszego domu. Dziewczyny i reszta już tam byli. Otworzyłem po cichu drzwi i wszedłem z Alice. Było bardzo cicho, tylko z kuchni dobiegały głosy burzliwej wymiany zdań. Podeszliśmy blżej.
- Zajebiście! Czyli zespół się sypie!? - krzyknął Lou.
W tej chwili wtargnąłem do kuchni. Wszystkie oczy skierowały się na mnie, a po chwili i Alice, która weszła do kuchni zaraz po mnie.
- Czemu nie mówiliście, że będę wujkiem!? - krzyknął Harry.
- Ale.. Jak to?! O co chodzi?! - popatrzyli na mnie jak na durnia.
Eleanor powoli odchyliła laptopa. Reszta wlepiła swoje oczy w moją twarz. Na wszystkich portalach plotkarskich, były zdjęcia moje i Alice, gdy wychodziliśmy z gabinetu ginekologicznego. I te nagłówki.. "Zayn Malik będzie ojcem! Koniec zespołu?!" ... Zamarłem, tym bardziej, że było to kłamstwo... Zerknąłem na Alice, również zbladła... No to po nas...


------------------------------

Przepraszam, że tak długo...
Ale zajmowałam się nowym blogiem.
LICZĘ NA KOMENTARZE !!!!


- Veroo
- Ola

sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 18 "Wiem coś czego nie mogę wam powiedzieć"

***Oczami Alice***



Pogrzeb mamy odbył się już kilka dni temu. Pochowana została w Polsce. Tak, wyjechałam na kilka dni, ale postanowiłam wrócić z tatą. Powoli wszystko mnie wykańczało. W dzień udawałam, że wszystko jest okey. Ale w nocy płakałam w poduszkę, nie mogłam pogodzić się ze stratą matki. Na szczęście ból brzucha ustał. Byłam u lekarza, okazało się, że to ze stresu... Taaaa... za niedługo się wykończę. Znowu wróciłam do palenia i co z tego mam? Gówno! Bo nawet to nie przynosi mi ulgi. W dodatku szykują się urodziny Niall'a. Już za 3 dni... Muszę chociaż udawać, że jest dobrze. Nie zawiodę przyjaciół.
- Alice! - wyrwał mnie głos taty.
- Idę!
Zeszłam, w zasadzie zbiegłam, po schodach i znalazłam się w biurze taty.
- Co chciałeś? - zaczęłam.
- Masz już prezent dla Niall'a? - zapytał.
Serio?! Mój tata wie, że Irlandczyk ma urodziny? Tak, zawsze miał z nim dobry kontakt, ale żeby tak...
- Ym... Nie, ale kupię mu coś. A co Cię tak wzięło na pytania? - odparłam zaciekawiona.
- A nic, nic... - zmieszał się. - Weź auto i jedź.
- Ale...
- Kluczyki są na szafce w salonie. - przerwał mi.
- Dzięki! - krzyknęłam.
Wybiegłam z biura taty i jak najszybciej umiałam ubrałam się w przygotowane ciuchy. Wzięłam kluczyki i szybkim krokiem udałam się do garażu. Miałam prawo jazdy, ale jeździłam autem, kilka razy. Ale samochód taty... był CUDOWNY! Ja osobiście marzę o Range Rover'u, ale to takie skryte marzenie..:) Taty samochód to Chevrolet Camaro . Wyjechałam powoli z garażu. Szczerze? Byłam przerażona, bo ostatni raz prowadziłam samochód 3 miesiące temu. Ale i tak nieźle mi szło. Po 15 minutach byłam w pobliskiej galerii. Nie miałam pomysłu co mu kupić. Bo chyba może mieć wszystko. Piłkę do nogi? Nie... Koszulę? Nie... Perfumy? Nie... To musi być coś oryginalnego. Weszłam do sklepu muzycznego i zobaczyłam piękną gitarę i miałam już pomysł co zrobię... To będzie coś na prawdę oryginalnego.

*3 dni później*

- Nie wiem w co się ubrać! - krzyknęłam do dziewczyn, które siedziały na kanapie w salonie.
Nim zdążyłam cokolwiek dodać znalazły się w moim pokoju.
- Załóż cokolwiek. - wzruszyła ramionami Kim, która była od kilku dni nie w humorze.
- Kim co jest? - zapytałam.
- Powiedz jej. - zachęcałam Dan.
- Powinna wiedzieć. - poparła ją El.
- Nie chce mi się iść. - powiedziała Kim.
- Ale czemu? - dopytywałąm.
- Nie wiem. - myślałam, że to ma związek z jej rozstaniem z Niallem.
Kilka dni temu doszła do wniosku z Irlandczykiem, że zostaną przyjaciółmi, bo w ich związku nie było chemii... Ale myliłam się chodziło o coś innego...
- Posłuchaj, ja wiem, coś czego nie mogę wam powiedzieć, chodź by nie wiem co... Dziwnie się czuje ukrywając coś przed wami, ale tak już jest... - załamała się.
- Ale to coś strasznego? - zapytała El.
- Coś o Alice. - odparła Kim.
- Boże... Mam się bać? - zapytałam.
- Nie, ale obiecuję, że dowiesz się... - uśmiechnęła, a później dodała. - W swoim czasie.
Wzruszyłam ramionami i zajęłam się przeglądaniem ciuchów w mojej szafie.
Po kilku godzinach byłyśmy gotowe. Kim ubrała to. El założyła to. Dan to. A ja to. Wyszłyśmy z domu i powędrowałyśmy do samochodu. Ubłagałam tatę i jakimś cudem pozwolił mi jechać jego autem. Odpaliłam silnik... Yhmm... Kocham ten ryk... xD Powoli odjechałyśmy z podjazdu i po 10 minutach byliśmy u chłopaków.

Uchyliłyśmy drzwi i nas zatkało. Myślałyśmy, że impreza będzie huczna. Ale, chłopcy zaprosili kilku znajomych i nas... Łącznie było ok. 30 osób. W zasadzie dobrze. Podeszłam do solenizanta jako ostatnia. Szczerze? Przeniesienie tego prezentu z auta do domu, było nie lada wyzwaniem. Ale udało się...xD  Mina Irlandczyka była bezcenna. Kupiłam gitarę akustyczną na której była "wyryte" (tak... ubłagałam jakoś sprzedawce, aby zamówił wersję dla mnie) "Best Friend Forever" a do tego kostka do gry na gitarze w kształcie trójkąta. Napisane na niej było "Nando's" Na początku blondyn zaniemówił a później rozpłakał. Przytuliłam go i życzyłam wszystkiego najlepszego. Następnie przywitałam się z resztą domowników. Lou obżerał się marchewkami. Liam tłumaczył Zayn'owi budowę łyżki i dlaczego ich nie lubi... Harry zawzięcie flirtował z jakimś rudzielcem, Perrie niestety nie było... Usiadłam sobie przy stole w jadalni i obserwowałam ludzi tańczących na parkiecie. Cieszę się, że to było jednak małe przyjęcie, bo od mojej 18-stki nie lubię hucznych imprez. Po chwili do stołu dosiadł się Lou i zaczął gadać, widocznie dobrze popił.
- Marchewki to warzywo nie owoc, prawda?
- Tak... to warzywo... - odpowiedziałam.
- A wiesz, że marchewki są używane do robienia soku? - zapytał
- Tak...
- A wiesz, dlaczego lubię marchewki?
- Nie...
- Zaczęło się od tego, że...
- Kurwa Louis, zamknij się! - krzyknęłam, przerywając jego monolog.
- Ale... ale... - zatkało go, a po chwili... rozpłakał się.
- Jak mogą nie interesować Cię moje marchewki!... - szlochał.
"Jeśli zaraz nikt tu nie przyjdzie to palne do w łeb i w tą jego wielką dupę!" - pomyślałam.
Jednak, jak na wezwanie przyszła El i zajęła się Louisem. I całe szczęście, bo jeszcze bym go uszkodziła. Postanowiłam, trochę wypić i zatańczyć... Jednak jak to ja, trochę za dużo wlałam w siebie procentów... Film mi się urwał, który to już raz?


Obudziłam się i mało co nie zemdlałam gdy zobaczyłam obok mojego boku...


------------------------------

Pomęczymy was trochę i powiemy, że next, bd w poniedziałek...
Przykro mi, ale to wina moich rodziców, nie moja!!!!!

Skargi i zażalenia kierujcie w komentarzach..

-Veroo
-Ola

piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 17 "Ujęłam jego twarz i złożyłam na jego malinowych ustach długi namiętny pocałunek..."

Słowa, wyjątkowa na początek"

Specjalnie dla was!
Rozdział dedykujemy wszystkim naszym czytelnikom !!
Jesteście wspaniali, ale KOMENTARZE, byłyby mile widziane... 
Czy trudne jest napisanie dwóch słów, albo nawet jednego. 
Wstawcie chociaż kropkę, żebyśmy wiedzieli, że czytacie...


 -----------------------------------------------------------


***Oczami Alice***



Siedziałam na fotelu, z telefonem w ręce. Bolał mnie brzuch i zbierało mi się na wymioty. Wspominałam, że w samolocie wymiotowałam? Nie.. To teraz wspominam. Jestem ciekawa co się stało, że zabrali ojca... Dzwoniłam już do mamy i opowiedziałam jej co się stało. Uspokoiła mnie i zapewniła, że wszystko będzie dobrze. Z rozmyślań wyrwał mnie czyiś głos.
- Jedziemy na komisariat... - powiedziała El.
- Yhm...
Po 20 minutach byłyśmy już na miejscu. Szybkim krokiem powędrowałam do wejścia.

Porozmawiałam z Policjantem i okazało się, że tata jest oskarżony o przekręty w firmie. Na szczęście winowajcą całej awantury, był wspólnik taty - John, który jest właśnie przesłuchiwany. Nareszcie tata mógł wrócić do domu. Jechaliśmy w ciszy. Tata widocznie był zdenerwowany całą sytuacją. Dlatego, gdy weszliśmy do domu nie męczyłam go pytaniami, tylko dołączyłam do reszty. Wszyscy w spokoju siedzieli na sofie.
- Już się wszystko wyjaśniło. - odetchnęłam z ulgą.
Wszystkie oczy skierowały się na mnie. Najbardziej przytłaczał mnie widok, tego, że oni wcale nie cieszą się tą wiadomością.
- Nie wszystko... - powiedział Niall, ale szybko zakrył ręką usta.
- Co? - zapytałam zaciekawiona.
- Nie ważne, połóż się jutro Ci powiemy... - powiedział Harry.
- Ale chwila, mam prawo wiedzieć - warknęłam..
Harry wstał i złapał mnie za rękę.
- Dzwonili z kliniki, twoja mama nie żyję. - przytulił mnie.
Z tymi słowami, cały mój świat, się zawalił. Wszystko przestało się liczyć, ale obiecałam mamie, że będę silna. Rozmawiałam z nią już na ten temat, ale nigdy nie brałam tego dosłownie do siebie. Nigdy nie myślałam, że mogę ją stracić. Rozpłakałam się jak dziecko. To nie może być prawda... Ona nie może odejść, nie teraz. Dlaczego ?!!? Wtuliłam się w tors Hazzy, mocząc mu przy tym całą koszulkę, ale on się tym nie przejął. Cieszyłam się, że mam jeszcze przyjaciół. Przynajmniej mogłam im się wypłakać.
- Będzie dobrze, wiem, że to puste słowa, ale tak będzie. - pogłaskał mnie po włosach Harry.
Ja nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Byłam bezsilna. Nie mogłam nic poradzić...nic już nie mogłam zmienić. Puściłam gwałtownie Hazzę i skierowałam się w stronę mojego pokoju. Wchodząc po schodach zauważyłam tatę jak zamyka się w jego gabinecie... To zmusiło mnie do jeszcze większego płaczu i dosłownie ucieczki do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz. Nie chciałam teraz widzieć nikogo... Ktoś zapukał do moich drzwi.
- Proszę otwórz..
- Chce zostać sama, przemyśleć sonie wszystko...
- Ja wiem, ale pozwól, żebym był przy tobie... - głos Hazzy załam się.
- Zrozum.. Ja chcę odpocząć.
- Alice... Ja Cie nie zostawię... Ja...
- Idź sobie !! - krzyknęłam przerywając mu.
Leżałam na łóżku tak przez całą noc nie śpiąc, tylko słuchając muzyki przez słuchawki. Myślałam co się teraz ze mną stanie. Co ja teraz zrobię bez mamy...mojej mamy...bez mojej kochanej mamy... Znowu wzięło mnie na nie hamowany płacz. Ja nie wytrzymam takiego życia... Czuję się jakby moja większa połowa mnie zniknęła i nie miała zamiaru wrócić. Zmęczyłam się płaczem, zamknęłam oczy i wsłuchałam się w łagodną muzykę....zasnęłam.

Obudziłam się w pozycji, w której zasnęłam. Boli mnie całe ciało... Podniosłam się z niechęcią z łóżka i sięgnęłam po telefon. Rozładował się. Rzuciłam go przed siebie i skierowałam się w stronę drzwi. Przekręciłam klucz i powoli otworzyłam drzwi. To co zobaczyłam lekko mnie przeraziło, a zarazem spowodowało mały uśmieszek na mojej twarzy... Przed moimi drzwiami leżał Hazza zawinięty w mały kocyk. O mało co go nie nadepnęłam... Zapewne zawziął się i tak jak mówił nie zostawi mnie. Przykucnęłam i pogłaskałam go po miękkich loczkach. Wyglądał tak słodko... Postanowiłam go obudzić. Zniżyłam się i ułożyłam na jego policzku delikatny pocałunek. Na co on uśmiechnął się i otworzył te swoje kocie oczy. Podałam mu rękę, żeby wstał. Złapał ja i wstał. Od razu przytulił mnie i pocałował w czoło. Wyszeptał mi na ucho "Wszystko będzie dobrze... Uwierz mi", po czym przytulił mnie jeszcze mocniej. Po chwili zaproponowałam mu, żeby położył się u mnie i odpoczął, a ja w tym czasie poszłabym do łazienki. Na co tylko kiwnął głową twierdząco. Poszłam szybkim krokiem do łazienki i wzięłam gorącą kąpiel. Właśnie tego mi teraz trzeba było... Czułam jak małe fale miłej wody pokrywają moje ciało, powodując małe przyjemne dreszczyki. Zanurzyłam się po raz kolejny i wyszłam z wody. Czułam się jak nowo narodzona. Ubrałam się w dresy i wyszłam pomieszczenia. Z chodząc na dół poczułam zapach pochodzący z kuchni, który przypomniał mi dom w Polsce i... mamę. To zapach świeżo zrobionej jajecznicy z przyprawami... Taką jak dokładnie lubię... Mmmm... Aż zaburczało mi w brzuchu. Horan chodził z drewnianą łyżką po całej kuchni szukając czegoś.
- Cześć! A ty co? Zabawiasz się w poszukiwacza skarbów, czy co ? - zapytałam z lekką ironią w głosie.
- Ooo cześć! - uśmiechnął się. - Nie.. Widziałaś może gdzieś jakieś talerze ?
- Talerze są w dolnej półce, po prawej. Pod mikrofalówką. - ostatnimi słowami skomentowałam błądzącego Niall'a.
- Aha... Dzięki. - znowu się uśmiechnął... Okeeeey.
- A gdzie reszta? - zapytałam po chwili plącząc się po salonie.
- Reszta już dawno poszła do swoich domów. Zostałem tylko ty i ja.
- ..i Hazza. - dokończyłam. Szczerze, to humor mi zaczął powracać. Ale pamięcią cały czas jestem z mamą.
- No i Hazza... Dobra siadaj i jedz. To mój specjał i proszę o krytykę. - i znowu się uśmiechnął. Zaczęło mnie to trochę intrygować. Nigdy jeszcze go nie widziałam takiego uśmiechniętego. No może pomijając jego urodziny, różne Święta i uroczystości.
- A co ty taki szczęśliwy dzisiaj jesteś ? Hmmm ? - powiedziałam odnosząc talerz do zmywarki.
- Ale, że co ? Ja ? Pff... - machnął ręką. - Musiało Ci się coś pomylić.
- No przestań! Przecież widzę... GADAJ !! - zagroziłam mu, na co wybuchliśmy śmiechem... On i te jego głupkowate miny dobijają mnie (w pozytywnym zawsze sensie).
- Oooo widzę, że pan "kucharek" wstał i zrobił jego specjalność... - do kuchni wtargnął Styles.
- Hahahahh kucharek... Hahahahhh trzymajcie mnie, bo zaraz padnę. - zaczęłam się chichotać.
Harry podbiegł do mnie i złapał teatralnie, mówiąc:
- Nie martw się! Ja Cię złapię !! - na co cała nasza trójka wybuchła śmiechem.
- Masz i żryj !! - blondyn podał pełny jego specjałem talerz Loczkowi. - Spróbuj zostawić chociaż jeden okruszek, a z Ciebie mój drogi zrobię roladę w sosie. - pogroził mu na koniec palcem.
Po śniadaniu zadzwonił mi telefon. To tata.
*rozmowa*
- Hallo ?
- Cześć córcia.
- Cześć tatku.
- Niall zrobił Ci już śniadanie?
- Tak ! Było prze pyszne ! - na samą myśl ślinka mi cieknie - A gdzie jesteś ?
- Cieszę się. Ma chłopak talent. Skusiłem się dziś rano. A ja... No właśnie. Musiałem z samego rana iść do firmy, bo po tym cholernym John'ie trzeba posprzątać. Po mimo, że wziąłem wolne kazano mi iść. Wiesz jak to jest... - westchnął.
- Aha.. Rozumiem... A, o której zamierzasz wrócić ?
- Nie mam jeszcze pojęcia, ale będę Cię informował.
- Dobrze.
- A jak się czujesz ?
- Nawet dobrze, ale..
- Nie kończ... Rozumiem Cię. Wiedz, że kochałem Twoją mamę i będę ją kochał. - za pauzował się. Usłyszałam w słuchawce ciche pociągnięcie nosem. - No dobra to ja już kończę. Zadzwonię jeszcze do Ciebie wieczorem.
- Pa. - rozłączyłam się.
*koniec rozmowy*
Pojedyncza łza spłynęła mi samowolnie po policzku. Szybko ją wytarłam. Ostatnie sowa mojego ojca wzruszyły mnie. A jednak to prawda, że kochał nas, a szczególnie mamę, przez te wszystkie lata rozłąki.
- Coś nie tak? - zapytał Niall.
- Wszystko okey. - powiedziałam ze szczerym uśmiechem.
- Ymm.. Alice? - zapytał Harry.
- Tak?
- Na poprawę humoru chcielibyśmy zabrać cię na basen... - powiedział.
- Spoko. Ale wy, to znaczy?
- Ja i Niall. Reszta nie chce, a nasz kochany Irlandczyk ma ostatnio spięcia z Kim... - nie dokończył bo dostał z łokcia od blondyna.
- Więc? - dokończył Nialler.
- Pewnie, ale dajcie mi kilka minut.
- Okey. Pojadę po rzeczy, więc za 40 minut pojedziemy.. Dobra? - zapytał Niall.
- Yhmm... - przytaknęliśmy.
Niall wyszedł z domu a ja poszłam do łazienki.
- Pozwolisz, że też skorzystam z łazienki ? - krzyknął Loczek z dołu.
- TAK ! - wykrzyknęłam.
Stałam przed lustrem w stroju kąpielowym. I planowałam fryzurę. Udawałam taką radosną, ale w środku byłam rozdarta. Moja mama... nie żyję. Nie mogę się poddawać..! Będę silna. Wzięłam do ręki sukienkę którą, miałam ubrać, ale moją czynność przerwało mi szarpnięcie drzwiami. Stanął w nich Harry w samych bokserkach.
- O ja pierdole! Przepraszam, ja.... myślałem, że... jesteś u siebie ... w łazience. - zaczął się jąkać.
- Nie... spokojnie. - zarumieniłam się.
Staliśmy w ciszy, prawdę mówiąc, półnadzy, bo ja w stroju, on w bokserkach. Swoją drogą był bardzo dobrze zbudowany... - Ale nie, otrząśnij się! - skarciłam się w myślach. Hazza powoli przysunął się do mnie i położył ręce na moich biodrach. Ja ujęłam jego twarz i złożyłam na jego malinowych ustach długi namiętny pocałunek... Chwila?! Co ja kurwa robię?! Mieszam, a przecież miłość nie istnieje...! Gratulacje Alicjo Foster! Wygrałabyś główną nagrodę w konkursie "Pojeb roku". - rzekło moje drugie "ja".
- Przepraszam... ja... nie powinnam. Pierwszy raz na trzeźwo Cię całuję... - brawo Alice, jeszcze jakieś suchary strzelasz ze stresu. Kurwa, jaka ja głupia!
- Nie, nic... to... ja przepraszam. - zarumienił się.
Wyszłam czym prędzej z łazienki i ubrałam nieszczęsną sukienkę. Spakowałam potrzebne rzeczy do torebki i już po chwili byliśmy z Hazzą na dole. Oczywiście, jak to miałam ostatnimi czasy w zwyczaju, bolał mnie brzuch i kręciło mi się w głowie. Zaczynałam zastanawiać się czy wydarzenia z pobytu w Szwecji, nie były tego przyczyną. Ustaliliśmy, że zapomnimy o wydarzeniu w łazience. Tak... ale czy ja chciałam o tym zapomnieć?...

-----------------------------------

- Veroo.
- Ola.


czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 16 "Przyszliśmy tu po niejakiego Jerry'ego Foster."

***Oczami Alice***



Chłopcy mieli dzisiaj kilka wywiadów i wieczorem mogli wracać do Londynu. Ja nadal nie przełamałam się i nie poszłam do mamy. Nie chcę jej oglądać w takim stanie, ale jak wyjadę bez słowa, też będzie źle. Postanowiłam, że odwiedzę, ją dzisiaj, kiedy chłopcy będą na wywiadzie.
Do wyjścia miałam kilka minut. Perrie szła ze mną, szczerze? To nawet ją polubiłam. Nie była taka zła. Obiecała, że przedstawi mi swoje koleżanki z zespołu. Ale wracając do rzeczywistości. Ubrałam się i wyszłyśmy. Edwards była ubrana i czekała na mnie przed hotelem. Szłyśmy rozmawiając na różne tematy. W końcu padło pytanie.
- Harry mówił, że palisz... - raczej stwierdziła, a nie zapytała.
- Yhmm... Znaczy, już mniej, ale jak jestem w rozsypce... to wtedy... - zastanawiałam się, dlaczego Harry jej powiedział. Przecież to moje życie i nic im do tego!
- A jak układa się tobie i Zayn'owi ? - zapytałam, chcąc zmienić temat.
- Dobrze, ale ja jestem zazwyczaj wybuchowa, a on taki cichy i spokojny... Ale przeciwieństwa się przyciągają. - zaśmiała się.
- Wracasz z nami do Londynu ? - zapytałam.
- Tak, ale czekają mnie trasy i wywiady, więc raczej nie będę się często z wami widywała. - posmutniała.
- Przynajmniej spełniasz marzenia. - pocieszyłam ją.
Po chwili byłyśmy już na miejscu. Mama była w wielkiej klinice. Trochę nam zajęło dogadywanie się z pielęgniarkami, gdzie leży mama, ale w końcu znalazłyśmy salę. Weszłyśmy po cichu. Teraz cieszyłam się, że Perrie była ze mną, bo sama bałabym się widoku mamy. Chorej mamy... Na widok mojej rodzicielki, kompletnie mnie zatkało. Pamiętam ją tętniącą życiem, a teraz?! Podpuchnięte oczy, blada cera, łysa z chustką na głowie. Wszystko przez chemio-terapie. Mam tylko nadzieję, że to pomaga.
- Cześć mamuś! - powiedziałam z uśmiechem.
- Cześć córa, dzień dobry. - zawróciła się do mojej koleżanki, która stała w progu do sali.
- Dzień Dobry... - przywitała się ze szczerym uśmiechem.
- Mamo to moja przyjaciółka, Perrie. - zwróciłam się do mamy. - Perrie to moja mama Elizabeth. - zwróciłam się do koleżanki.
Posiedziałyśmy u mamy kilka godziny, ale musiałyśmy już wracać, bo za niedługo mamy samolot. Nie wspominałam mamie o Zayn'ie i o paleniu, o tej całej załamce.... Nie chciałam jej martwić.

Wsiedliśmy do samolotu. Perrie usiadła z Zayn'em, Liam z Niall'em a Lou naprzeciwko mnie i Harrego. Swoją drogą nie wiem czemu usiadłam z nim, ale chyba po prostu lubię jego towarzystwo. Hazza to dobry kumpel i tyle.
- Dajcie marchewkę! - wydarł się Lou, tak że cały samolot go słyszał.
- Nie mamy! - odkrzyknął Loczek, tak samo głośno.
- Coś podać ? - zapytała stewardessa przechodząca obok z wózkiem pełnym jedzenia.
- Marchewkę! - krzyknął (nie trudno domyśleć się kto) Lou.
- Żelki, Haribo~! - loczek ukazał rządek swoich bialutkich ząbków.
- Ja poproszę wodę niegazowaną. - powiedziałam kulturalnie.
- Proszę.. - podałam nam zamówienia, dziwnie patrząc na Lou i Hazze.
Później podeszła do Liama i Nialla, muszę to zobaczyć!
- Coś podać? - odezwała się kobieta.
- Więc tak: tabliczkę czekolady, albo nawet dwie, kurczaka w panierce, frytki, coca-cole, na deser lody truskawkowo-czekoladowo-waniliowe z bitą śmietaną i polewą toffi. - wymieniał Niall.
Przerażona kobieta wyciągnęła z wózka wszystkie rzeczy, o które prosił Irlandczyk.
- Ja poproszę jogurt. - odezwał się Li.
- Dobrze. Jaki smak? - zapytała.
- Truskawka.
- Proszę... - podała jogurt z łyżką w środku.
Liam odskoczył jak oparzony i zaczął wrzeszczeć na kobietę. W końcu wyciągnął od niej widelec.
W czasie lotu zasnęłam...

Obudził mnie Harold oznajmując, że lądujemy. Zapięłam pasy. Po paru minutach byliśmy już w vanie chłopaków. Dziwnie się czułam jak te wszystkie fanki patrzyły na mnie z oburzeniem. Na szczęście był z nami Paul i reszta... Zabrzmiało to jak w filmie o superbohaterach, ale co tam...
Pojechaliśmy do chłopców. Było za późno, żebym wracała do domu, gdzie dostanę wykład na temat "Dlaczego nie powiedziałam, że wyjeżdżam?!"... Nie miałam ani ochoty, ani siły na takie gadki, dlatego zostałam u chłopaków... Spałam w pokoju gościnnym.
Rano obudziło mnie "coś" albo raczej "ktoś", wskakujący na łóżko. To był Lou i Hazza.
- Wstawać czas !! - wydarł się teatralnie Lou.
- Pieprz się !! - wrzasnęłam.
- Ale tak z rana ?! - przeraził się Harold.
- Nie o to mi chodzi... - zamruczałam.
- Yhm... Bo Ci uwierzę... Chodź na śniadanie, dopóki Niall śpi. - zaśmiał się loczek.
- Ktoś mnie wołał?! - krzyknął uradowany Irlandczyk.
-Taa... Dobra, wyjdźcie i zejdę, ale jak się ubiorę. - powiedziałam, wypraszając ich z pokoju.
- Yhm... - przytaknęli zawiedzeni.
Weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Tego mi było trzeba... Ubrałam się i zeszłam na dół. W kuchni zastałam pięciu chłopaków w samych bokserkach i oczywiście Perrie.
- Ubralibyście się! - krzyknęła rozbawiona ich tanecznymi ruchami.
- Nie ! - krzyknęli równocześnie.
Zawsze myślałam, że Liam to ten rozgarnięty. Ale nie, on to też dziecko i tyle...

Po zjedzonym śniadaniu, wybraliśmy się do mnie. Kim, El i Dan miały już tam być. Rzeczywiście,  po przyjeździe zauważyłam ich auta. Przywitały się, powalając nas na ziemię. Pogadaliśmy trochę i do domu wszedł mój tata... Odbędę teraz ciężką rozmowę. Cięższą niż ta, kiedy rodzice się rozwodzili, cięższą niż ta kiedy pierwszy raz wróciłam do domu najebana...
- Możemy na słówko ? - zapytał tata...
- Yhm... - przytaknęłam.
Poszłam posłusznie do jego gabinetu. Ojciec zapalił cygaro i powiedział:
- Wiesz jak się o Ciebie martwiłem?
- I to wszystko? Nie nakrzyczysz na mnie? - zapytałam zdziwiona.
- Nie mogę krzyczeć. Jesteś pełnoletnia... - powiedział.
- Yhm... To dobrze ! - ucieszyłam się.
- Ale to nie znaczy, że się o Ciebie nie martwię.
- Dobrze...
- Cieszę się, że wróciłaś ! - krzyknął i mnie przytulił.
- To mogę już iść, bo przyjaciele na mnie czekają ? - zapytałam.
- Tak.
Wyszłam z gabinetu i szybko usadowiłam się na kanapie. Obejrzeliśmy film i wszystko było po staremu... Byłam taka szczęśliwa, do czasu gdy do drzwi nie zadzwonili Policjanci. Przełknęłam nerwowo ślinę i wpuściłam mundurowych do salonu.
- Przyszliśmy tu po niejakiego Jerry'ego Foster. - powiedział jeden z nich.
- A mogę wiedzieć co się stało? - zapytałam.
- Na komisariacie.
Posłusznie zaprowadziłam policjantów do gabinetu, gdzie był tata. Zabrali go...

------------------------------

 Nudny ten rozdział, bo nie miałam o czym pisać, ale w następny wydarzy się coś nowego.. xD
 KOMENTUJCIE !!


- Veroo
- Ola

środa, 22 sierpnia 2012

THANK YOU ALL xx

DZIĘKUJEMY WAM ZA TYLE WYŚWIETLEŃ NASZEGO BLOGA  !! :D

JEST NAM TROCHĘ PRZYKRO, ŻE TAK DUŻO CZYTELNIKÓW, A KOMENTARZY TAK MAŁO. PROSIMY WAS O NIE I O WASZĄ OPINIĘ.

ZACHĘCAMY RÓWNIEŻ DO DODANIA SIĘ DO OBSERWATORÓW I UDZIELANIA SIĘ W NASZYCH ANKIETACH.

Z GÓRY DZIĘKUJEMY I POZDRAWIAMY.


~ Veroo
~ Ola

Rozdział 15 "Kurwa... Jakby wyciągnąć z twojego umysłu wszystkie takie sceny, byłby niezły pornol..."

***Oczami Alice***


Obudziłam się w swoim łóżku. Dziwne, przecież zasnęłam na kanapie. Przetarłam paczałki i wstałam z łóżka. Poszłam do salonu. Zastałam tam słodki widoczek. Harry skulony na kanapie. Biedactwo, całą noc tak spał. Przykryłam go kocem i zrobiłam nam śniadanie. Postanowiłam zrobić naleśniki. Po kilkunastu minutach śniadanie było już na stole. Na to bita śmietana... Mmm pyszne. Po chwili do kuchni wpadł Harry.
- Ymmm... - poczuł zapach naleśników.
- Siadaj i jedz! - rozkazałam.
- Dzięki... - przytulił mnie i usiadł do stołu.
Po chwili też dosiadłam się do Hazzy i zjedliśmy śniadanie. Umówiliśmy, że za 30 minut spotkamy się u mnie. Odświeżyłam się i ubrałam. Tak jak się umówiliśmy po pół godzinie byliśmy już w komplecie. Perrie, była dość smutna, nie wiem co ona znowu odpierdala? Nie wiem, ale muszę się dowiedzieć.
- Em... Dziewczyny my musimy, jechać na wywiad, później wieczorem koncert, więc zostaniecie same. Wrócimy w nocy, albo nad ranem. - powiedział Liam.
- Yhmmm... Dobra. - nie wiem, czy Perrie będzie chciała ze mną zostać, ale musimy pogadać.
- Spoko. - odpowiedziała Edwards.
Pogadaliśmy jeszcze chwile z chłopakami i musieli iść. Poszłam do kuchni zaparzyć sobie herbatę. Wtargnęła tam Perrie.


***Oczami Zayn'a***

Zostawiłam telefon u Alice, więc wróciłem się po niego. Niestety nie zastałem ich w salonie. Wziąłem telefon i skierowałem się do wyjścia. Usłyszałem kawałek ich rozmowy. Zaciekawiony na chwile przystanąłem.
- Możesz mi powiedzieć co ja Ci zrobiłam, że mnie tak nienawidzisz ?! - zapytała Perrie.
- Na prawdę nie wiesz ?! - spytała ironicznie Alice.
- Nie, dlatego pytam. Odpowiesz mi na pytanie? - ciągnęła Perrie.
- Dobrze wiesz, że czułam coś do Zayn'a. Nie mogę patrzeć na waszą "miłość" - podkreśliła słowo miłość charakterystycznymi nawiasami z palców.
Wybiegłem szybko z apartamentu Alice. Bałem się, że już nigdy się nie zaprzyjaźnimy. Muszę z nią pogadać, jak wrócę.


***Oczami Alice***

Wykrzyczałam Perrie prosto w twarz, moje wyznanie. Myślałam, że mnie wyśmieje, wygada Zayn'owi, ale zrobiła coś odwrotnego. Podeszła do mnie i położyłam mi rękę na ramieniu. Widząc, że się nie sprzeciwiam, przytuliła mnie.
- Przepraszam... - powiedziała.
- To ja przepraszam. - odwzajemniłam uścisk.
Nie wiem co mnie naszło, ale nagle cała chęć wyżycia się na niej zniknęła.
- Przepraszam, nie mogę być zła, że wam się układa. Nam nie wyszło, więc życzę wam szczęścia. - uśmiechnęłam się do niej.
- Przepraszam Cię jeszcze raz... - powiedziała.
- Spoko. Film? - zaproponowałam.
- Oczywiście. Może "I, że Cię nie opuszczę" - zapytała.
- Okey. - mrugnęłam do niej okiem.
Usiadłyśmy z popcornem na kolanach i zaczęłyśmy seans. Na filmie ryczałyśmy jak głupie. Bardzo polubiłam Perrie. Nie jest taka zła. Około 23 urządziłyśmy sobie pidżama party. Było na prawdę fanie. Dopóki nie zadzwonił telefon.
*rozmowa*
- Hallo ? - odebrałam.
- Lubie bańki, a Harry nie... - odezwał się głos... hm... nieźle wstawionego Liam'a. Przecież on nigdy tak dużo, nie pije...
- Liam uspokój się !! - warknęłam.
- Ale... Harry ich nie lubi. - zaczął szlochać.
- Uspokój się. Daj mi któregoś z chłopców... - rozkazałam.
- Louisie Tomlinsonie ! -wydarł się.
- Ma...Marchew...Marchewka..? - usłyszałam jego głos.
- Lou? Gdzie wy jesteście i czemu Li pieprzy coś o Harrym? - zapytałam.
- Marchewki są kolorowe i nie lubię koników pony. Więc nie obrażaj mnie. - odpowiedział.
- Ale... - nie dokończyłam, bo przerwał mi głos Hazzy.
- Cześć kochanie. - powiedział piskliwym głosikiem.
- Błagam, powiedz, że ty jesteś trzeźwy...
- Kocham Cię !! - wydarł się.
- Kurwa, czyli pijany jesteś... - skomentowałam.
- Nie... No tak... Ale, nie... - zaczął wymyślać.
- Gdzie jesteście? - zapytałam.
- W takim dużym pokoju.
- Hazza... Poszliście tam po koncercie?
- Yhm... - przytaknął.
- To cześć... Zaraz do was przyjedziemy... - powiedziałam i się rozłączyłam.
*koniec rozmowy*
Byli nieźle nawaleni. Musiałam coś zrobić, bo jeszcze coś by się stało.
- Perrie. Jedziemy po chłopaków. Są nieźle najebani.
- Spoko.
Po 10 minutach byłyśmy w taksówcę. Na szczęście na twitterze było pełno wiadomości, gdzie znajdują się teraz chłopcy. Dojechaliśmy na miejsce i zapłaciłyśmy taksówkarzowi. Przed klubem była ogromna kolejka. Kilometrowa? Nigdy tam, nie wejdziemy. Na szczęście Perrie, no tak Perrie Edwards... Podeszłyśmy do ochroniarza. Perrie powiedziała, że jestem jej przyjaciółką i muszę z nią wejść. Udało się. Byłyśmy już w środku. Zobaczyłyśmy Zayn'a który próbował wejść na stół, jednak mu to nie wychodziło. Lou tańczył z Liam'em na parkiecie, ale nie widziałam Harr'ego i Niall'. Bałam się, że mogło się coś stać. Podeszłam pod pewne drzwi. Nie była to ubikacja, bo bym się zorientowała ... xD Pociągnęłam za klamkę w środku był Harry z jakąś dziewczyną... Miziali się.  Poczułam ukłucie w sercu. Nie, to nie możliwe. Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Nie jestem o niego zazdrosna.
- Harry jedziemy już. - powiedziałam oschle.
- Dobrze tato... - odpowiedział uśmiechnięty.
- Ja pierdole!
- Coś mówiłaś?
- Nie. Skądże. 
Wyszliśmy z pokoju i zaczęliśmy szukać Niall'a. Nigdzie go nie było. W końcu zrezygnowani usiedliśmy na sofie, obok Lou, Liam'a i Perrie.
- A gdzie Zayn ? - spytałam blondynki.
- Mówił, że idzie do ubikacji... - wzruszyła ramionami.
Wstałam i poszłam poszukać dwójki "zagubionych". Na marne. Wyszłam na taras i zobaczyłam... Niall'a, który próbował uporać się z Zayn'em. Irlandczyk nie wyglądał na pijanego, co mnie zdziwiło.
- Niall !? - krzyknęłam.
- Pomóż !! - wydarł się bezradny.
Podbiegłam do chłopaków i uspokoiliśmy Malika.
- DJ Malik ! - darł się mulat.
- Taaaaa... - przytaknął Niall.
Poszliśmy do reszty. Po chwili zorientowałam się, że tylko Harry grzecznie czekał na mnie.
- A gdzie reszta? - spytałam loczka.
- Poszli po drinki i potańczyć... - wzruszył ramionami.
- Świetnie.. Czyli tylko ja jestem trzeźwa !? - zapytałam ironicznie.
- I ja.. - dorzucił Niall.
- No tak. - przytaknęłam.
Usiedliśmy obok Hazzy. Po chwili udało się chłopcom nakłonić mnie i Niall'a do wypicia kilku drinków. Niestety przesadziłam. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Jedyne co pamiętam to dobra zabawa na parkiecie. Później film mi się urwał.


Powoli rozchyliłam powieki. Zraziłam się światłem, wpadającym przez okno. Odwróciłam bolącą głowę na drugi bok i odskoczyłam przerażona. Leżałam obok Harrego.
- Harry ! - wydarłam się.
- Co ? - zapytał.
- No... No... Co ja tu robię? Nago w twoim łóżku?! - zapytałam przerażona.
- Ymm... - zmrużył oczy. - O ja pierdole !! - krzyknął.
- Czyli my...
- Tak. - przerwał mi. - Ale nas do siebie ciągnie... - zabawnie poruszał brwiami.
- To nie jest śmieszne... - warknęłam i chciałam wstać, ale ocknęłam się i przypomniałam, że nie mam na sobie ciuchów.
- Harry...
- Na podłodze w koncie. - pokazał palcem.
- Yhmmm... skont wiesz, że akurat tam? Nawet się tam nie popatrzyłeś. - popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Ymm... - zarumienił się.
- Pamiętasz? - zapytałam.
- No... - przytaknął. - Urywki.
- Kurwa... Jakby wyciągnąć z twojego umysłu wszystkie takie sceny, byłby niezły pornol. - zachichotaliśmy.
- Nie jesteś zła.? - zapytał.
- Nie, też byłam pijana... - wzruszyłam ramionami.
- Wrócisz z nami do Londynu ? - zapytał łapiąc mnie za rękę.
- Ymm... Tak, ale najpierw muszę pogadać z Zayn'em.
- Nadal do niego coś czujesz? - zapytał smutny.
- Nie wiem... Ale chcę żebyśmy z Zayn'em zostali przyjaciółmi. - powiedziałam.
- Aha... - popatrzył mi głęboko w oczy.
Przeszedł mnie miły dreszczyk. Po chwili poczułam motylki w brzuchu. Boże... ja nie chcę pakować się w kłopoty, bo miłości nie ma! I już! NIE MOGĘ SIĘ W NIM ZAKOCHAĆ...!


Za kilka minut miałam iść z Zayn'em na spacer. Wyszłam przed hotel i czekałam, aż ten z niego wyjdzie. W końcu - pomyślałam, gdy go zobaczyłam. Szliśmy w ciszy i wsłuchiwaliśmy się w szum wiatru...
- Zayn... Bo, ja... - jąkałam się. - Możemy zostać przyjaciółmi? - zapytałam.
- Oczywiście, też uważam, że to dobry pomysł. - nie kłamał, mówił prawdę.
Pochodziliśmy jeszcze chwilę i poszliśmy do kawiarenki. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy, ale czas było wracać. Zayn wyjawił mi, że pomysł z oświadczynami był tylko po to abym była zazdrosna... Głupie, ale prawdziwe. Myślami byłam przy rozmowie z Hazzą. Te motylki w brzuchu, może ma racje, coś nas do siebie ciągnie...

------------------------------------

Jiiiip !
Proszę o komenty.
 
Na początek:
Nie rozumiem tych pojebanych hejterów, przez których biedny Zayn, cały czas chodził smutny i cierpiał. Bardzo cierpiał. Nie zdajecie sobie sprawy, jaki ból musiał czuć, dostając tyle hejtów skierowanych w jego stronę. Ten chłopak też ma uczucia. Nie tolerujecie go bo co? Bo pali? Bo jest muzułmaninem? Bo ma tyle tatuaży? Kurwa, walcie się jebani hejterzy... ! Przez was, biedny chłopaczek był zmuszony usunąć konto na Twitterze. Zadowoleni ?! Gratuluje, do pieliście swego ! A teraz oficjalnie wam przekazuję hejterzy:

U KAŻDEGO PRAWDZIWEGO DIRECTIONER'A MACIE WYJEBANE !

Dziękuję za uwagę. Miejmy nadzieję, że Zayn będzie szczęśliwszy, bo wierzę, że przynajmniej nie będzie musiał czytać hejtów skierowanych w swoją osobę...

- Veroo
- Ola

wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 14 "Jedna morda !! "

***Oczami Alice***


- Bo Zayn... - zaczął Harry. - On... chcę oświadczyć się Perrie...
- Co ?! - wrzasnęłam.
- Bo... on mówił, że się nad tym zastanawia... - uspakajał mnie Liam.
- Zastanawia !? - krzyknęłam po raz drugi.
- Ale Alice, proszę bądź spokojna... - Niall położył mi rękę na ramieniu.
- Jak mam być spokojna ?! - pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- On się tylko zastanawiał... - przytulił mnie Lou i dodał. - Będzie dobrze..
- Dzięki, że się o mnie martwicie, ale... Wiecie co? Chodźmy do salonu. - powiedziałam odważnie.
- Dobraaa... - przytaknął podejrzliwi Harry.
Weszliśmy do salonu. Pierwsze co rzuciło mi sie w oczy, to ta plastikowa dziewczyna z toną makijażu na warzy. Jak dla mnie, to trochę ona za sztuczna. Usiadłam naprzeciwko "pary", Zayn jak na złość zaczął się z nią miziać i szeptać jej miłe słówka na uszka. Nie wytrzymałam i musiałam skomentować.
- Perrie uważaj bo Ci ta tona makijażu zjedzie... - wszyscy nie powstrzymywali się od śmiechu. Zayn posłał mi tylko groźne spojrzenie a ja w zamian uśmiechnęłam się słodko.
- No więc co robimy? - kontynuował Hazza.
- Ymm... Napiłabym się czegoś ciepłego, ale boje się, że Perrie rozpłynie się makijaż... - znowu śmiech i wrogie spojrzenie Zayn'a.
- Ja bym się tam o nią nie martwił. - skomentował Harold.
- W sumie... - podsumowałam.
- Może przejdziemy się na paintball'a ?
- Czemu nie... Dajcie mi 20 minut. Ok ? - zwróciłam się do Hazzy.
- Pewnie. To za 20 minut u Ciebie w apartamencie. - podsumował.
- Dobra. - i wyszłam.
Pobiegłam do swojego mieszkanka i odświeżyłam się. Szybko wskoczyłam w ubrania. Pomalowałam się wodoodpornym tuszem do rzęs, spięłam włosy w kitkę i byłam gotowa. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. W samą porę - pomyślałam i podeszłam do drzwi.
- Witajcie znowu... - przywitałam się.
- Cześć. To co idziemy ? - zapytał Liam.
- Pewnie.
Wyszliśmy z hotelu i zmierzaliśmy w stronę samochodów. Ja i Harry jechaliśmy z Niallem i Louisem. A Zayn i Perrie z Liam'em. Dojechaliśmy na miejsce i już po 30 minutach byliśmy przebrani w specialne stroje. Oczywiście Perrie narzekała, że wygląda za grubo.
- Przymknij się bo Ci tipsy odryzę... - wszyscy wybuchli głośnym śmiechem.
Harry nachylił się nade mną i wyszeptał do ucha.
- Dotknęła byś czegoś takiego ?
- Sama nie wiem... - udałam myśląc. - NIE !
Hazza wybuchł śmiechem.
- Uhhhh... - Perrie stanęła w miejscu i tupnęła nogą.
- Nie gorączkuj się bo szpilki połamiesz. - odparłam  przewracając oczami.
Harry trzymał się już za brzuch powstrzymując śmiech, reszta podobnie. W końcu wybuchli.
Niall tarzał się ze śmiechu. Lou podpierał drzewo... Tak to wyglądało. Widać było, że Zayn, też udaje powagę, ale mu to nie wychodzi. Mimowolnie się uśmiechał, za co został skarcony, oczywiście przez Perrie.
- Dobra... Ja jestem z Hazzą i Niallem. - powiedziałam. - Zayn ty dostaniesz do pomocy dwóch facetów, bo mimo, że mnie wkurzasz, bylibyśmy wredni zostawiając Cię z tym nieszczęściem... - skomentowałam.
Wszyscy wybuchli śmiechem, ale zgodzili się na taki układ. Drużyna przeciwna czyli drużyna Zayn'a, miała 5 minut na ucieczkę, a my mieliśmy ich wytopić i złapać. Zawsze uwielbiałam takie sporty. Jak byłam młodsza, zawsze chodziłam z tatą na paintball'a. Dlatego właśnie mi się to tak podoba. Podniesiona adrenalina, przyśpieszone bicie serca... I zaczyna się walka o to kto zostanie kolorowy, a kto nie... xD Po wybiciu zegara, który sygnalizował, że mamy zaczynać poszłam ze swoją grupką w stronę zarośli. Nie trudno było domyśleć się, że tam są bo głos Perrie było słychać wszędzie. Tylko piszczała, albo narzekała. Nie ogarniam tej dziewczyny. Tak byli tam...
- Haha... - zaśmiałam się złowieszczo. - Ja biorę Perrie i Zayn'a, a wy rozdzielcie się w poszukiwaniu Louisa i Liama.
Jak powiedziałam tak zrobili. Schowałam się w najbliższych zaroślach, czekając na rozwój sytuacji. Zdecydowałam się zadziałać pierwsza. Najpierw muszę zlikwidować Zayn'a a na koniec Perrie. Mulat wychylił głowę w celu sprawdzenia otoczenia, jednak oberwał kolorową farbą z mojego pistoletu. Taaak, to jest to. Radość ze zlikwidowania przeciwnika - wypadł z gry. Teraz Perrie. Powoli zaczaiłam się obok jej kryjówki. Dostała w plecy i twarz... Jej mina była bezcenna. Wybuchłam śmiechem. Po chwili dołączył też dumny Harry wraz z Niall'em.
- Wygraliśmy !!! - krzyknęliśmy uradowani, przybijając sobie piątki.
- Aaaaa.. ! - pisnęła Perrie i oczywiście tupnęła nogą.
Po skończonej grze poszliśmy się ogarnąć i oczywiście wziąć portfel, bo szliśmy do bufetu. Oczywiście było to pomysłem Niallerka. Staliśmy w kolejce po nasze zamówienia. Wtedy wydarzyła się rzeczy, której nie zapomnę do końca życia. Perrie przez swoją nieuwagę wpadła na jakiegoś grubasa z hamburgerem, przez co posiłek wylądował na jej bluzce i co gorsza na... portfelu od parady...
- Oh, jeju... Biedactwo... Co z twoim portfelem od Parady ?! - zaczęłam przeżywać piskliwym głosikiem.
- Prady... Nie Parady, tylko Prady !! - krzyknęła oburzona.
- Jedna morda ! - machnęłam ręką.
Chłopcy obserwowali to wszystko ze śmiechem. O dziwo Zayn też wybuchł głośnym śmiechem. Perrie oburzona wyszła z lokalu. Napisała Zayn'owi, że wraca do apartamentu i ślad po niej zaginał. Szkoda, że jutro, znowu będę musiała oglądać jej krzywą mordę. Ehh... życie... Następna część dnia minęła na żartach. Najdziwniejsze było to co wydarzyło się wieczorem w czasie oglądania filmu. Zayn znowu patrzył na mnie, tak pięknie jak w dzień w którym zostaliśmy parą, ale ja chyba nie jestem w stanie mu tego wybaczyć. Po chwili jednak do salonu weszła Perrie i usiadłą na kolanach Zayn'a.
- A już myślałam, że nie będę musiała oglądać jej krzywej mordy... - udałam płacz.
- A ja myślałam, że tego bezguścia tu nie ma... - skomentowała patrząc na mnie kpiącym wzrokiem.
- Ciuchy zmienię, z mordą gorzej. - zilustrowałam ją wzrokiem, na co wszyscy wybuchli śmiechem.
- Idę już do siebie... Późno już... - powiedziałam udając się w stronę drzwi.
- Czekaj odprowadzę Cię ! - krzyknął Hazza i po chwili znalazł się obok mnie.
- Ale to jest za ścianą... - odpowiedziałam.
- Oj tam... - machnął ręką i wyszliśmy.
Po dojściu, usiedliśmy jeszcze chwilę na sofie i napiliśmy się gorącej herbaty. Położyłam głowę na ramieniu Harrego i odpłynęłam w krainę morfeusza...


-------------------------------

 Nareszcie...
Starałam się napisać szybko, ale miałam problem z kompem, więc przepraszam...
OCENIAJCIE PONIŻEJ !!!!!!
Z GÓRY DZIĘKI ZA KOMENTARZE !
Ps.: Podoba się nowy look bloga ?!
- Veroo
- Ola 

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdzial 13 "Prawdziwej miłości nie da się rozdzielić, dlatego to będzie dla nas sprawdzian. Sprawdzian czy nasza miłość jest prawdziwa. Czy nasze serca pragną się nawzajem. Sprawdzian czy to wszystko jest prawdziwe."

***Oczami Alice***



- Nie wiedziałem, że palisz. - odezwał się...
- Tak. Muszę. - spuściłam głowę.
Palenie tego pieprzonego "czegoś" tylko bardziej mnie dołowało. To oznaka, że jestem słaba i próbuję radzić sobie z tym, ale nie umiem. Palenie to znak, że próbujesz uciekać od problemów zamiast z nimi walczyć.
- Nie musisz. - odezwał się po chwili namysłu.
- Też mi się tak wydaje. Ale to jest silniejsze ode mnie.
- Alice. Ja...ja wszystko próbowałem wyjaśnić Zayn'owi, ale mnie nie słuchał i powiedział, że idzie się przejść. To brzmiało podejrzanie. - wyjąkał.
- Harry ja przepraszam. Przeze mnie możesz stracić najlepszego przyjaciela. Przepraszam, że wpieprzyłam się do waszego życia, z własnymi problemami... - samotna łza spłynęła mi po policzku.
Hazza wyszedł z balkonu i po chwili ktoś zapukał do moich drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Harolda.
- Wejdź. - gestem ręki zaprosiłam go.
- Nie możesz być teraz sama. - przytulił mnie.
Jak dobrze, że chociaż on to rozumie. Kochałam Zayn'a... i chyba nadal kocham. Teraz wszystko zależy od niego. Jestem prawie pewna, że za niedługo wróci, ze spaceru i wszystko sobie wyjaśnimy. Prawdziwej miłości nie da się rozdzielić, dlatego to będzie dla nas sprawdzian. Sprawdzian czy nasza miłość jest prawdziwa. Czy nasze serca pragną się nawzajem. Sprawdzian czy to wszystko jest prawdziwe. Jeśli nie, zniknę z ich życia raz na zawsze.
- Hazza... Przepraszam. - przytuliłam go jeszcze mocniej.
Nie wiem czemu, ale zawsze jak jest przy mnie, chcę się uśmiechać, śmiać, skakać z radości.
- Nie masz za co przepraszać. - pocałował mnie w czoło. - To nie twoja wina...
- Nie to moja wina... Źle zrobiłam... Jeszcze przedtem flirtowałam z jakimś słodkim blondynem... Ja pierdole... On miał na imię Niall... Harry powiedz, że to nie on... - popatrzyłam na niego.
- Tak, to był Niall. - skinął głową.
- Pięknie. - skomentowałam.
Wyszliśmy na balkon i Harry zaczął rozmowę.
- Alice?
- Tak.
- Ale podobało Ci się? - taaa.. to jego poczucie humoru.
- Przestań.
- Ale podobało się?
- Harry...
- No powiedz...!
- Proszę Cię.'
- Ale muszę wiedzieć.
- No, dobra... Tak.
- WoW... - poruszał brwiami.
- Zadowolony? - zapytałam ironicznie.
- I to jak! - pocałował mnie w policzek.


 ***Oczami Zayn'a***


Wyszedłem na balkon, aby przemyśleć sobie wszystko. Ale to co zobaczyłem... a raczej usłyszałem. Harry i Alice siedzieli sobie na balkonie obok, jakby nigdy nic. Najwidoczniej flirtowali. Alice się podobało ?! Co oni odpierdalają. Najpierw wmawiają mi, że nic ich nie łączy, a teraz takie wyznania. Jestem taki zagubiony... Kompletnie nie wiem co robić. Po chwili rozmyślań wykręciłem numer do Perrie. Przyleci dzisiaj wieczorem. Czyli sprawa załatwiona, teraz ja się zabawie. Zobaczy jak to jest być zazdrosnym... Siedziałem jeszcze parę minut na balkonie, a później wyszedłem na miasto.

*Wieczorem*

Stoję na lotnisku czekając na Perrie. Nie wiem czy dobrze robię. Oddalam moje szalejące serce od niej. Wiem, że to co teraz zrobię, może być gorszę od wszystkich naszych czynów, ale nie mogę patrzeć jak niewinnie flirtuje z Hazzą. Nasza miłość nie jest taka prosta. Wszystkim się wydaję, że mogę jako gwiazda zdobyć każdą dziewczynę. Ale Alice jest inna. Nie leci na kasę, czy sławę. Taka dziewczyna to skarb. Skoro tak uważam, po co to robię? Nie wiem... Może taka mała zemsta. Wiem, że to przeze mnie tak się wszystko potoczyło... Żałuję, ale teraz tego nie umiem odkręcić. Próbuję, ale jakiś głos w głowie podpowiada mi, że powinienem się zemścić. Teraz już nie mogę nic nie poradzić. Samolot wylądował. Po kilku minutach Perrie podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyje.
- Misiu stęskniłam się! - piszczałą mi do ucha.
- Tak, ja też. Chodźmy! - złapałem ją za rękę.
Po godzinie Perrie rozpakowywała swoje rzeczy. Później mieliśmy iść do Liama, Louisa i Nialla oglądać jakiś film. Cóż... czemu nie.


***Oczami Alice***


Dwa serca samotnych nastolatków. Dwoje zagubionych nastolatków. Ja i Zayn. Rozmyślałam i patrzyłam z balkonu na dzieci biegające po placu zabaw, na zabieganych dorosłych i w końcu na starych ludzi, siedzących spokojnie na ławce. Chciałabym być szczęśliwa jak kiedyś. Wtedy kiedy Liam mnie followal, kiedy rozmawiałam z nimi na skypie, kiedy spotkałam Zayn'a. Moje przemyślenia przerwał Hazza, wpadający do mojego apartamentu.
- Idziemy do Liama, Louisa i Nialla na film. - pociągnął mnie za rękę.
- Czekaj tylko się przebiorę. - warknęłam.
On tylko uśmiechnął się i poszedł do kuchni, najprawdopodobniej po kawę. Po 20 minutach byłam gotowa. Szliśmy w stronę pokoi chłopaków, gdy zatrzymał nas trzask drzwiami. Do pokoju Liama, gdzie zmierzaliśmy i my, weszła Perrie wraz z Zayn'em...
- Harry ja nie dam rady.. - odwróciłam się w celu ucieczki.
- Proszę Cię. On chce mieć satysfakcje, że jesteś zazdrosna. Ja wiem, że będziesz zazdrosna, ale nie możesz z tchórzyć. Damy rade. - uścisnął moją dłoń.
- Yhhhm.. - po dłuższej chwili namysłu, zgodziłam się.
Po chwili staliśmy już pod drzwiami do pokoju naszego przyjaciela. Przełknęłam ciężko ślinę i pociągnęłam za klamkę. W salonie ujrzeliśmy tylko Zayn'a i tego plasticzka. Weszliśmy do kuchni, no tak... tam była reszta. Niall podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Biedactwo... - na początku nie wiedziałam o co chodzi...
- Współczuję... - dodał Lou.
- Nie załamuj się, masz nas... - przerwał mu Liam.
- Co tu się do cholery dzieję ?! - oswobodziłam się z uścisku blondyna.
- Ona nic nie wie... - wtrącił Harry.
- O co kurwa chodzi ?! - wrzałam od środka.
- No bo... - zaczął Niall.
- Lepiej jak Zayn jej to powie... - przerwał Liam.
- Ale, jeszcze wtedy zostanie uszkodzony... - zmartwił się Lou.
- No... - przytaknął Li.
- Kurwa Mać ! Ale o co chodzi !? - wrzasnęłam.
- Bo Zayn ...

------------------------------------------------

JIIIIIIP !
SKOŃCZYŁYŚMY ... !
PISAŁYŚMY OD 10:30, A JEST 15:30...
BOŻE... BRAK WENY..
BŁAGAM.. (bo proszenie nic nie daje).. KOMENTUJCIE...
DZIĘKI ZA PRAWIE 4,000 WEJŚĆ.. !!
<3
xxx

-Veroo
-Ola

sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział 12 "Masz rację, jestem pieprzoną szmatą."

 LICZĘ NA KOMENTARZE....!!!


 --------------------------------------



***Oczami Zayn'a***


Mijały dni... Głównie na koncertowaniu, wywiadach, podpisywaniu płyt. Dzisiaj mamy jechać do Szwecji. Spędzimy tam tydzień. Szczerze? Mam już dość tej gównianej rzeczywistości. Muszę się jakoś wyrwać.
- Zayn! Rusz dupę! Czekamy w vanie. - wydzierał się Niall.
Nie odpowiedziałem, tylko wziąłem bagaże i zszedłem na dół. Byłem cały blady, nie chciałem jeść i nadal płakałem. Wsiedliśmy do vana i ruszyliśmy...

*6 GODZINY PÓŹNIEJ*

Wysiadaliśmy z samolotu i oczywiście pełno rozwrzeszczanych fanek stało na lotnisku. Znowu zdjęcia, autografy, pogaduszki. Nie miałem na to ochoty. Na nic nie miałem ochoty. Wsiadłem szybko do naszego transportu. Oczywiście kilka fanek zauważyło, że szedłem tylnym wyjściem. Po 30 minutach wszyscy siedzieliśmy już w vanie, który na nas czekał. Na 7 dni mieliśmy zamieszkać w eleganckim, najdroższym i najlepszym hotelu. Nie potrzebowałem luksusów, żeby się wyspać, ale niech będzie. Pokój oczywiście dziele z Hazzą, bo z kim innym. W naszych apartamentach są dwa pokoje. Mój i Harrego. Oprócz tego jest jeszcze łazienka i mały salon z kanapą i telewizorem. Podobnie u chłopaków, ale oni mieli trzy pokoje. Położyłem się na łóżku i automatycznie zasnąłem.


***Oczami Alice***

Słyszałam, że do tego hotelu przyjeżdżają jakieś sławy. Szczerze? Mam to w dupie, bo postanowiłam dzisiaj się zabawić. Idę do klubu. Wiem, że iść tam samej nie jest bezpieczne, ale urwę się od rzeczywistości. Małe balowanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Po kilku godzinnych poszukiwaniach ubrałam się i umalowałam. Włosy zostawiłam rozpuszczone, bo uznałam, że tak będzie najlepiej. Dochodziła 21:00, więc zjadłam jeszcze płatki i wyszłam.


***Oczami Harrego***

Postanowiliśmy z chłopcami wyrwać się i iść do pobliskiego klubu. Zayn chyba się ucieszył, że urwie się od rzeczywistości. W końcu nie może się tak zamartwiać. Znając nas trochę wypijemy. Nawet Liam ucieszył się na tą wieść. Dochodziła już 21:00, więc musieliśmy już wychodzić.
Weszliśmy do klubu. Był nowoczesny, duży i w ogóle panowała w nim świetna atmosfera. Usiedliśmy na rogowej kanapie. Zauważyłem ładną blondynkę, jak wchodziłem. Niall aż stanął z wrażenia. 'kurczem fajna z niej w sumie laska' - pomyślałem. Poszedłem zamówić drinki. Po godzinie byliśmy już trochę wstawieni. Może oprócz Liama. Zauważyłem, że Niall podchodzi do dziewczyny. To była ta blondynka... Cóż jest jego...


***Oczami Niall'a***

Ładna, miła, urocza... Cudowna dziewczyna. Usiadłem obok niej. Zaproponowałem drinka. Jej imie to Alice. Dokładnie jak nasza przyjaciółka. Przyniosłem drinki i zaczęliśmy rozmawiać.
- Mieszkasz tu? - zapytałem.
- Nie. Jestem tu chwilowo. - uśmiechnęła się. Było ciemno, więc dokładnie jej nie widziałem.
- Ile masz lat? - zapytała.
- Ja 18. A ty, piękna?
- Również 18. Niall strasznie mi kogoś przypominasz... - uśmiechnęła się.
- Tak, ty mi kogoś też. - zacząłem się jej przyglądać, ale było za ciemno. - Zatańczysz?
Zaczęliśmy tańczyć... Kogo mi ona przypomina? Popatrzyłem na nią, prosto w oczy. Kurwa, to Alice... Nie dałem po sobie poznać zaskoczenia, ale nie mogłem zdradzić Kim. Podziękowałem grzecznie za taniec i usiadłem obok chłopców.
- Odpuściłeś sobie? - zapytał zaskoczony Hazza.
- Yhm... - wzruszyłem ramionami. - Poza tym mam Kim.
- Spoko. - wstał i podszedł do Alice... Nie mogłem powiedzieć mu, kto to. Alice by tego nie chciała.


***Oczami Harrego***

Podszedłem do tajemniczej blondynki. Była zjawiskowa. Śliczna, sympatyczna... Jej imię to Alice. Ciągle komplementowała moje loczki. Szkoda, że nie widziałem jej oczu, ale było za ciemno. Zaproponowałem taniec. Zgodziła się. Zjedliśmy owoce z bitą śmietaną. Później wypiliśmy drinka i usiedliśmy na sofie.
- Ubrudziłaś się... - wziąłem chusteczkę i starłem jej bitą śmietanę z kącika ust.
- Mam inny pomysł... - przysunęła się do mnie, a ja ją pocałowałem.
Ten zapach perfum, wydał mi się znajomy. Ale, nie mogę sobie przypomnieć...  Mniejsza z tym zaproponowałem jej przyjście do mojego pokoju, na co zgodziła się dając mi buziak w policzek. Wychodząc zauważyłem Liam'a, który puścił mi oczko. Wiedziałem o co chodzi i odpowiedziałem mu tym samym. Przeszliśmy się, bo hotel był blisko. Okazało, że też wynajmuje tu pokój. Była śliczna. Ciągle wydawało mi się, że ją znam. Weszliśmy do mojego pokoju. Zacząłem ją całować. W jednej chwili nasze ubrania na ziemi. Było cudownie, nieziemsko.


***Oczami Zayn'a***

Na imprezie Liam powiedział mi, że dzisiaj śpię u nich w pokoju. Podobno Hazza sprowadził jakąś laskę. Dobrze, niech znajdzie sobie jakąś dziewczynę. Może nareszcie przestaną z tym Larrym. Nie byłem w humorze. Więc około 04:30 wróciliśmy do apartamentu. Zastanawiałem się, czemu ja mam takiego pecha, czemu nie mogę być z Alice. Z tym pytaniem zasnąłem.
Rano... znaczy około 13:00, postanowiłem wrócić do siebie. Na pewno, już nie śpią. Wszedłem do apartamentu i poszedłem pod prysznic.


***Oczami Alice***

Nareszcie oderwałam się od rzeczywistości. Chłopak był uroczy. Piękne loczki... Było nieziemsko. Obudziłam się i zobaczyłam śpiącego chłopaka. Widziałam przez mgłę, bo miałam wielkiego kaca, ale noc pamiętam... dziwne. Chłopak otworzył oczy i podał mi butelkę z wodą. Przetarłam oczy i zbliżyliśmy się do siebie, chcąc się pocałować. Zakrywałam się kołdrą, bo nie miałam na sobie nic.
- Harry, gdzie są moje ubrania? - zapytałam go.
- Tutaj... - pokazał palcem na podłogę.
Ubrałam się szybko i z powrotem położyłam się na łóżku.
Zanim się obejrzałam ktoś całował mnie w szyję. Wtuliłam się w jego tors. Podniosłam głowę, żeby spojrzeć w jego oczy. Zakryłam ręką usta i wytrzeszczyłam oczy. Przespałam się z moim najlepszym przyjacielem. Czyli gdzieś tu jest Zayn. Harry również wytrzeszczył oczy i przeklął.
- Jaaa.... Ja nie wiedziałam, że to ty.... - jąkałam się.
- Cholera, ja też... Przepraszam... - przestraszył się.
- To ja przepraszam. Błagam, tylko nie mów, że Zayn też tu jest...
- Jee... Jest, za tobą.
Odwróciłam się przygryzając wargę i oniemiałam. Nade mną stał Zayn. Jego oczy wyrażały smutek, złość, ból... Kurwa, on nie zapomniał. Przespałam się z jego kumplem... Debilka ze mnie. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Zatkało mnie.
- Kurwa, nie wierzę. Jak mogliście !? - oczy miał załzawione.
- Ja... - skierowałam się do wyjścia. - Zayn, miałeś racje... Jestem pieprzoną szmatą. Ale błagam, nie naskakuj na Harrego. To moja wina. Na prawdę nie wiedziałam, że to on... A on nie wiedział, że to ja... - rozpłakałam się. - Przepraszam.
Wybiegłam z ich apartamentu. Skierowałam się w stronę mojego. Znowu płakałam. Wzięłam szybki prysznic i wyszłam na balkon z papierosem w ręce. Zaciągnęłam się dymem papierosowym.
- Nie wiedziałem, że palisz. - powiedział....



------------------------


I jest. Trochę, dramatycznie, ale może bitch...xD
Proszę o komentarze, bo w ciągu nocy, znowu około 100 osób przeczytało, a komentarzy nie przybyło... To jest chory kraj... Zachęcam do dołączena do obserwujących...

-Veroo
-Ola

piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział 11 "I've loved & I've losted"

***Oczami Alice***



*Miesiąc później*

Stałam na balkonie oparta o barierkę i krztusiłam się dymem papierosowym. Paliłam już stale, kilka razy dziennie. Jestem wściekła, bo nie umiem z tym skończyć. Promienie słoneczne, przebijające się przez zachmurzone niebo, padały na moją twarz. Już miesiąc nie patrzyłam na otrzymane sms-y. Szczerze? Boję się, że będą tam wiadomości od Zayn'a z prośbami, albo co gorsza groźbami. Chciałabym umieć o nim zapomnieć, ale nie umiem... Po raz ostatni zaciągnęłam się papierosem i zgasiłam go. Weszłam do mieszkania hotelowego. Od kiedy tu jestem nie wyszłam na miasto. Swoją drogą co jeśli mam jakieś ważne wiadomości. Kilka odczytam. Wzięłam telefon do ręki i właśnie zadzwonił Harry. Odebrać? Biłam się z myślami i w końcu odebrałam.
*rozmowa*
- Hallo?
- Alice? - zapytał zdziwiony.
- Tak... Harry?
- Tak! Boże.. Ty żyjesz! Martwimy się o Ciebie.
- A czemu miałabym nie żyć?
- Nie odzywałaś się. Wiesz... Tęsknimy za tobą.
- Harry mówiłam, że nie mam zamiaru wrócić. Dla Zayn'a jestem tylko szmatą. W głowie cały czas mam jego słowa. Poniekąd miał rację i nie powinniście się kłócić przeze mnie. - mój głos się łamał.
- To nie przez Ciebie !! - krzyknął.
- Ja wiem swoje, ty wiesz swoje... - burknęłam.
- Zayn brał prochy... - westchnął.
- Co ?!
-.....- nastała cisza.
- Jak to ?!
- Miał znajomego i ... ciężko mi o tym mówić.
- Boże ! Powiedzcie mu, że jak wróc... - złamał mi się głos. - Nie ważne.
- Chciałaś powiedzieć, że wrócisz ! - krzyknął, w jego głosie mogłam wyczuć nutkę nadziei, radości.
- Nie... - posmutniałam.
- Ale przynajmniej powiedz gdzie jesteś.
- To nic nie zmieni.
- Zmieni, proszę. Mi jako najlepszemu przyjacielowi.
- Uwierz mi, nic nie zmieni. Nie zrozum mnie źle, ja chcę zapomnieć, po prostu, za bardzo go kocham. Teraz nie wierzę w miłość, ona za bardzo boli. - rozpłakałam się.
- Nie płacz ! Zayn jest idiotą, ale powiedział za dużo. Był zrozpaczony i nie panował nad sobą. On Cię nadal kocha !
- Gówno mnie to obchodzi ! Harry, proszę, nie mów mu, że rozmawialiśmy, obiecuję, że zadzwonię do Kim i powiem jej gdzie jestem... W swoim czasie...
- Kochamy i tęsknimy...! - odezwał się po czym się rozłączyłam.
*koniec rozmowy*
Po tej rozmowie bardziej się załamałam. Byłam zła, że odebrałam ten idiotyczny telefon. Musiałam jakoś się wyżyć. Weszłam na twittera. Na szczęście hejty skierowane w moją osobę ustały. Najprawdopodobniej przez wypowiedź Zayn'a w tym wywiadzie. Weszłam na profil Zayn'a. Ostatniego tweeta dodał dosłownie 2 minuty temu.
"Jeszcze raz Cię przepraszam... xx ...Na zawsze pozostaniesz w moim sercu...xx"
Miałam ochotę go powyzywać, ale postanowiłam napisać tweeta od siebie.
"I've loved & I've losted" (tł. Kochałam, lecz straciłam.)
Kilka minut po mojej wypowiedzi w internecie zawrzało. Zayn natychmiast odpowiedział.
"Jeszcze nie straciłaś" 
"Ale ty tak. Teraz wiem, że miłość boli. Miłości nie ma !!!" - wysłałam, ale chyba dopiero później zorientowałam się, że to był błąd.
Wszyscy pytali, dlaczego mu nie wybaczę. Miałam tego dość. Nie wierzę w miłość.!!
Po moich bladych policzkach spłynęły łzy...jakie to łzy ? Bólu i cierpienia. Zgasiłam swiatło i dalej po cichu płacząc siadłam gdzieś w kącie pomieszczenia i szlochałam tak przez resztę nocy, aż do świtu. Obudziłam się dopiero rano gdzieś koło godziny dziesiątej. Poszłam do łazienki. Ubrałam jakieś stare dresy i usiadłam przed telewizorem. W wiadomościach mówiono o mojej wczorajszej wypowiedzi. Serio?! To jest chory kraj... xD Teraz to się moimi uczuciami przejmują. Ja dalej płaczę. Co noc ta sama cholerna powtórka z rozmyśleń i łez....to się po prostu nazywa SPIEPRZONE ŻYCIE and you know that is true. Moje motto życiowe powinno już w sumie od dawna brzmieć : *Fuck Everything And Everyone*.... Z takim nastawieniem zasnęłam na kanapie. Około 18:30 obudziłam się cała obolała. Byłam już zmęczona tym całym płaczem. Obiecałam Harremu, że zadzwonię do Kim. Ale...nie teraz. Może wyślę sms'a? Taaa... to chyba najlepsze wyjście. Wzięłam komórkę do ręki i zobaczyłam nieodebrane wiadomości.
"Martwimy się o Ciebie. Daj znak, jakikolwiek. Żebyśmy wiedzieli, że żyjesz."
Powoli wystukałam na klawiaturze litery.
"Jestem w Szwecji. Moje życie jest do dupy, ale jakoś żyję. Mam teraz wyjebane na wszystkich więc nie mów chłopcom gdzie jestem. Poproś Zayn'a aby o mnie zapomniał, będzie lepiej dla nas, dla niego, dla mnie... Błagam."
Wysłałam. Odpisała tylko krótkie "dobrze" i że cieszy się, że żyję.


***Oczami Zayn'a***

"I've loved & I've losted" ~ te słowa krążyły mi po głowie. Dlaczego? Dlaczego, jestem takim idiotą? Tracę wszystkich na których mi zależy. Płaczę w poduszkę i nie mam zamiaru przestać. Czasami miewam myśli samobójcze, ale to nie jest wyjście. Nawaliłem, muszę to teraz naprawić. Drzwi do mojego pokoju powoli się otworzyły. Stała w nich Kim.
- Kim... Wiesz, że chcę być sam... - nie dokończyłem bo mi perwała.
- Alice przekazuje żebyś zapomniał. - i wyszła...
Jak to, mam zapomnieć?! Ja ją kocham. Kto by pomyślał, że taka zwykła fanka, pół polka, może zawrócić mi w głowie. Ale... serce nie sługa. Najbardziej wkurza mnie fakt, że Perrie próbuje znowu mi się przypodobać. Przez nią mam same problemy. Gdyby nie ona byłbym teraz z Alice... Już drugi raz dzisiejszego dnia drzwi do mojego pokoju otworzyły się.
- Czego ?
- Paul zaplanował nam trasę i... musimy jechać. - wyjąkał Liam.
- Co !?
- Zayn... Nie możesz olać pracy... To tylko : Włochy, Hiszpania i Szwecja. Następnie za 3 miesiące USA. - uśmiechnął się lekko.
- Dobra. To kiedy wyje...
- Za dwa dni. - przerwał mi.
Wstałem i zacząłem się pakować...

*DZIEŃ WYJAZDU, OKOŁO 05:20.*

Byliśmy w drodze do samochodu. Chłopcy się wygłupiali, ale ja nie miałem nastroju. W ogóle nie mam nastroju na żaden koncert. Ale to tylko kilka dni. Po kilkunastu minutach byłem już w samolocie. Usłyszałem głos stewardessy "Prosimy o zapięcie pasów, startujemy". Tak też robiłem. Po kilku nudnych godzinach byliśmy już w hotelu. Masakra... Zarezerwowali nam pokoje na 13stym piętrze. Wyraźnie powiedziałem recepcionistce, że chcę mieć osobny pokój. Na co ona zaprzeczyła mówiąc mi, że nie ma już wolnych pokoi. Naburmuszyłem się, bo dzieliłem pokój z Harrym. Kiedy otrzymałem klucz do naszego pokoju, pobiegłem jak salony i rzuciłem się prosto na jedno z łóżek. Od razu zasnąłem. Obudziłem się dopiero rano. Zauważyłem jak Harry się ślini do poduszki. Ciekawe co mu się śniło...? Uśmiechnąłem się sam do siebie, chyba pierwszy raz od nie całych dwóch miesięcy. Odświeżyłem się i ubrałem. Postanowiłem się przejść. Szedłem tak przed siebie i nawet nie z orientowałem się, że jestem w jakimś parku. Usiadłem na pobliskiej ławce. Patrzyłem się w jeden punkt nie myśląc o niczym. Nagle przebiegła mi pod nosem dziewczyna...blondynka.... "Boże ! To Alice !!" pomyślałem. Szybko poderwałem się z ławki i pobiegłem za nią. Złapałem ją za ramie.
- Alice....- obróciłem ją do siebie.
- Ej !! - strąciła moją rękę z je ramienia.
- Yyyy...sorki...Ja nie chciałem... ja się pomyliłem.... - wyjąkałem jakoś.
- To na drugi raz... Boże to Zayn Malik !!!!!!!!!!!! - zaczęła się drzeć.
Dałem autograf i szybko wróciłem do domu. Byłem nieźle wkurzony, jeszcze fanów brakowało. Kocham ich, ale czasami mam tego dość. Na dodatek mam jakieś kurwa zwidy z moją Alice...zaczynam się troszkę martwić... O swoją psychikę. Jeszcze trochę a wyląduję w łóżku z jakąś blondynką myśląc, że to Alice. Kiedy wszedłem do pokoju ujrzałem nagiego Harolda, który właśnie wychodził z łazienki. Na co ja odruchowo zmieniłem kierunek do kuchni. No nie !! Mamy nie zapowiedzianego gościa....
- Co ty tu robisz ??
- O !! Cześć Zayn...
- Niall... brakuje wam jedzenia w pokojach, czy co?? - zdenerwowałem się.
- Ejj... Znaczy... Tak.... Ale nie ja zjadłem !!! - bronił się.
Nie miałem sił się kłócić, więc go olałem i zrobiłem sobie śniadanie.







 




------------------------------------------------


Jest rozdzialik....
Ale jest jeden problem. W ciągu zaledwie całej nocy, odwiedziło nas 100 osób, a komentarzy nie przybyło. Bardzo prosimy o wasze opinie. Zapraszamy też do obserwowania...!


- Veroo
- Ola