czwartek, 4 października 2012

Rozdzial 4 "Mijaly godziny, dni, tygodnie... Ale bez Ciebie to wiecznosc..."

Postanowiłam dodać jeszcze dzisiaj część dalszą.
Jak mówiłam kolorowo nie będzie.. <33
Zachęcam do czytania.



------------------------------------------


*Amy*

Są ludzie,
którym szczęście mig­nie tyl­ko na mo­ment,
na mo­ment tyl­ko się ukaże po to tyl­ko,
by uczy­nić życie smut­niej­szym i okrutniejszym.


Mijają już dwa tygodnie od naszego spotkania.
Po tym jak zobaczyliśmy się na plaży nie zamieniliśmy ani zdania. Zayn wraz z chłopakami wyjechał w trasę po USA. No tak głupia, naiwna ja. Przecież sławny 19-latek nie będzie żył z taką małolatą jak ja długo i szczęśliwie?! No właśnie, nawet brzmi to tandetnie i żałośnie.

Założyłam plecak na plecy i ruszyłam do szkoły. Cały czas chodziłam przygnębiona, nie miałam nawet ochoty wkurzać dyrektora.
Dziwne? Tak, ale prawdziwe.

Weszłam do klasy bez większych ceregieli.
- Już Ci się znudziło? - zakpił Josh. Kim jest? Największy niewyżyty idiota w szkole.
- Zamknij się.
- Od kilku dni ciągle mówisz tylko "zamknij się", kochanie co jest? - zadrwił.
- Zamknij się i nie mów do mnie "kochanie" ! - wrzasnęłam. Oczywiście nauczycielce to nie umknęło i dostałam wpis do dziennika. Ale jak już wspominałam, mam to w dupie!
Resztę lekcji przesiedziałam w ciszy, wyglądając za okno, tak jakbym dostrzegła coś interesującego.

Opuściłam mury szkoły i wolnym krokiem udałam się na plaże. Posiedziałam tam kilka godzin, niestety zaczęło się ściemniać. Zostałam tam do później godziny, z nadzieją, że może Zayn wróci. Niestety, na nic takiego się nie zapowiadało, więc zbierałam się powoli do domu.
Podniosłam plecak i założyłam do na jedno ramię. Ślamazarnym krokiem ruszyłam w dobrze mi znaną stronę.
A żeby było szybciej poszłam skrótami. Niestety w uliczce żadna z latarni się nie paliła, słyszałam tylko wulgarne zwroty a w powietrzu unosiła się woń alkoholu.
Przerażona rozglądałam się w każdą stronę... Bałam się.
Natarczywe wulgaryzmy stawały się coraz to głośniejsze. Przystanęłam.
Nie chciałam już dalej iść. Chciałam zapaść się pod ziemie, zniknąć, ale nie zostawać tutaj!
Serce biło nieregularnym rytmem, oddech stał się płytszy i szybszy, a ja... ja zamarłam.
W moją stronę kierowało się, o ile dobrze widzę 4 nawalonych zboczeńców.
- Te lala! - zawołał jeden.
Na sam ich widok robiło mi się niedobrze. Nie wiedziałam co teraz będzie?
Zabiją mnie... A może co gorsza zgwałcą?! Nie, nie nie! Nie ma mowy!
Wzięłam nogi za pas i zaczęłam uciekać. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, przecież... nie mam szans z takim mięśniakiem, a do tego z przerażenia nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Stało się to, czego tak bardzo nie chciałam... Przewróciłam się.
Mimowolnie pisnęłam. Rozcięłam kolano, krew zlewała mi się po nodze, a co gorsza facet zbliżał się. Znowu ten ból, co jest do cholery?
Popatrzyłam w górę... Jeden z jego kumpli właśnie uderzył mnie w ty głowy, pewnie myślał, że zemdleje i nie będzie ze mną problemów.
Mylił się, zadał mi tylko wiele bólu, ale ja nie dam się wykorzystać!
Chciałam wstać... Jednak ktoś zrobił to za mnie - podniósł mnie.
Myślałam, że może jeden z chłopaków zmądrzał i mi pomoże, ale nie... Znowu moja naiwność daje się we znaki.
Chłopak, możliwe, że miał już około 20-stki przyparł mnie do ściany.
Miał kaptur na głowie, ale widać było, że jest łysy, na policzku miał widoczna blinę, a z jego oczu biło zło i zimno.
Wyrywałam się, piszczałam, ale on miał to w dupie.
Położył rękę na mojej tali, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
Ponowiłam próbę ucieczki - bezskutecznie.
Drugą ręka zjechał w dół, kierował się w stronę moich pośladków, o nie!
Co to, to nie!
- Zostaw mnie! - krzyczałam i się szarpałam. Ale przy nim wyglądałam jak bezbronna myszka.
Teraz pocałował mnie w szyje... Rozpłakałam się z bezsilności.
Biłam go po klatce piersiowej, krzyczałam, a on tylko uśmiechał się szyderczo.
Nagle moje prośby zostały wysłuchane, usłyszałam dźwięk syreny policyjnej.
Co miałam zrobić? On mnie puścił, a policjant, który wyszedł z auta schwytał go... A ja? Ja... ja uciekłam!
Nie chciałam nikomu o tym mówić, chciałam tylko jak najszybciej zmyć z siebie jego dotyk, jego woń, woń alkoholu...
Biegłam przed siebie nadal płacząc. Potykałam się o własne nogi, włosy ograniczały mi widoczność.
Ale na szczęście po 10 minutach byłam w domu.

Rodziców nie było i dobrze... Nie chcę aby wiedzieli, nie chcę aby ktokolwiek wiedział!
Trzęsłam się z nadmiaru emocji, płakałam wręcz łkałam.
Weszłam po prysznic.
Zmyłam z siebie jego zapach, ale nadal czułam ten dotyk...
Nie chciałam go czuć. Chciałam o wszystkim zapomnieć, chciałam umrzeć.
Przerażona na samą swoją myśl zatrzęsłam się.
Wyszłam z pod prysznica i ubrałam wcześniej wzięte ubrania - stare dresy kupione rok temu.
Weszłam pod kołdrę, ale nie zasnęłam. Ciągle miałam przed oczami tą krzywą, że tak powiem.. mordę.

Jest na świecie ta­ki rodzaj smut­ku,
które­go nie można wy­razić łza­mi.
Nie można go ni­komu wytłumaczyć.
Nie mogąc przyb­rać żad­ne­go kształtu, 
osiada cias­no na dnie ser­ca jak śnieg pod­czas bez­wiet­rznej nocy.

***

Zadzwonił budzik. Właściwie nie spałam, zamknęłam tylko oczy, ale kiedy to robiłam miałam przed oczami obraz sprzed wczorajszej nocy. Chciałam go wymazać, ale nie umiałam, za wszelką cenę broniłam się przed wspomnieniami, ale nie umiałam. Byłam bezsilna.

Nie wyszłam dzisiaj z domu. Nie mogłam, a może to by mi pomogło?
Nie wiem, na prawdę nic już nie wiem... i może nie chcę wiedzieć.?
Rozczesałam włosy, które nie nadawały się nawet na perukę.
W ogóle cała byłam do bani...
Nie miałam już sił, na nic, na życie...

***

Dwa, trzy, cztery dni.
CZTERY dni minęły od kont nie ujrzałam światła dziennego.
Powoli umieram od środka.
Umieram milcząc.
Podkowy pod oczami, załzawiona poduszka, to teraz... codzienność.
Nadal czułam ten obrzydliwy dotyk.
Miałam przed oczami jego obrzydliwą twarz.
Nie mogąc stawić się codzienność, powoli zamykałam się w sobie.
Rozważałam już odejście z tego świata, ale co by mi to dało?
Uśmierzenie bólu? Pozwoliłoby zapomnieć? Czy może pogorszyło sprawę?
Tego też nie wiem...
Nie mogłam tak po prostu odejść, ale przecież nie miałam dla kogo żyć!
Rodzice nawet nie zorientowali się, że od czterech dni nie byłam w szkole.
Nauczycielom jest to na pewno na rękę, dlatego nikt się nie martwi.
A o co? O mnie? Resztka zdrowego rozsądku podpowiada mi, że NIKT się o mnie nie martwi.
Zostałam tylko ja, załzawiona poduszka i samotna żyletka leżąca na toaletce.
Właśnie... żyletka.
Uśmierza ból? Daje ukojenie? Nie wiem, nigdy nie potrzebowałam tak drastycznych środków, na uśmierzenie bólu, na zapomnienie, na uwolnienie się od problemów. A teraz? wydaję się to ostatecznym wyjściem.

Krzątałam się pod domu, rozglądając po kątach.
Nie wchodziłam na internet, czemu? Nie miałam czasu...
Pewnie mnie wyśmiejecie, ale to prawda.
Nie miałam czasu, teraz w zasadzie całe dni wykorzystuję na rozmyślanie.... Nad moim marnym życiem.
Znowu mnie wyśmiejecie, ale ja nie narzekam na "złamane serce" czy "brak kieszonkowego" jak te przeciętne nastolatki. Mnie próbowano zgwałcić! Mam powody do strachu.
Może gdybym wygadała się komuś byłby lepiej?
Może gdybym czuła kogoś wsparcie byłoby lepiej?
Może gdybym miała pewność, że takich psycholi nie ma już nie świecie byłoby lepiej?
Nie wiem....
Wiem jedno: Nie mogę tak żyć, w wiecznym strachu, w wiecznej niepewności.


--------------------------------


Za nieobecność - przepraszam!
No i tak:
WOW 11 OBSERWUJĄCYCH, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ.
TYLEEEE WYŚWIETLEŃ! DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ.
W OGÓLE ZA KOMENTARZE TEŻ DZIĘKUJĘ!
A teraz zapraszam do zostawiania komentarzy poniżej!
Liczę na przynajmniej 4 KOMENTARZE! 



 



6 komentarzy:

  1. nie spodziewałam się takiego obrotu spraw ale cóż. : )
    rozdział wyszedł naprawdę świetnie.<3 mam nadzieje ze już w następnym nareszcie skontaktuje się z Zaynem.: ] czekam na nn.: ]
    Mrs.M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej w nextach sie Zayn z Nia skontaktuje...xx
      Dzieki..xxx
      pozdrawiam. *-*

      Usuń
  2. ja chce już następny.:D

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne, dawaj nexta, bo się pochoruję ;)

    OdpowiedzUsuń