sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 18 "Wiem coś czego nie mogę wam powiedzieć"

***Oczami Alice***



Pogrzeb mamy odbył się już kilka dni temu. Pochowana została w Polsce. Tak, wyjechałam na kilka dni, ale postanowiłam wrócić z tatą. Powoli wszystko mnie wykańczało. W dzień udawałam, że wszystko jest okey. Ale w nocy płakałam w poduszkę, nie mogłam pogodzić się ze stratą matki. Na szczęście ból brzucha ustał. Byłam u lekarza, okazało się, że to ze stresu... Taaaa... za niedługo się wykończę. Znowu wróciłam do palenia i co z tego mam? Gówno! Bo nawet to nie przynosi mi ulgi. W dodatku szykują się urodziny Niall'a. Już za 3 dni... Muszę chociaż udawać, że jest dobrze. Nie zawiodę przyjaciół.
- Alice! - wyrwał mnie głos taty.
- Idę!
Zeszłam, w zasadzie zbiegłam, po schodach i znalazłam się w biurze taty.
- Co chciałeś? - zaczęłam.
- Masz już prezent dla Niall'a? - zapytał.
Serio?! Mój tata wie, że Irlandczyk ma urodziny? Tak, zawsze miał z nim dobry kontakt, ale żeby tak...
- Ym... Nie, ale kupię mu coś. A co Cię tak wzięło na pytania? - odparłam zaciekawiona.
- A nic, nic... - zmieszał się. - Weź auto i jedź.
- Ale...
- Kluczyki są na szafce w salonie. - przerwał mi.
- Dzięki! - krzyknęłam.
Wybiegłam z biura taty i jak najszybciej umiałam ubrałam się w przygotowane ciuchy. Wzięłam kluczyki i szybkim krokiem udałam się do garażu. Miałam prawo jazdy, ale jeździłam autem, kilka razy. Ale samochód taty... był CUDOWNY! Ja osobiście marzę o Range Rover'u, ale to takie skryte marzenie..:) Taty samochód to Chevrolet Camaro . Wyjechałam powoli z garażu. Szczerze? Byłam przerażona, bo ostatni raz prowadziłam samochód 3 miesiące temu. Ale i tak nieźle mi szło. Po 15 minutach byłam w pobliskiej galerii. Nie miałam pomysłu co mu kupić. Bo chyba może mieć wszystko. Piłkę do nogi? Nie... Koszulę? Nie... Perfumy? Nie... To musi być coś oryginalnego. Weszłam do sklepu muzycznego i zobaczyłam piękną gitarę i miałam już pomysł co zrobię... To będzie coś na prawdę oryginalnego.

*3 dni później*

- Nie wiem w co się ubrać! - krzyknęłam do dziewczyn, które siedziały na kanapie w salonie.
Nim zdążyłam cokolwiek dodać znalazły się w moim pokoju.
- Załóż cokolwiek. - wzruszyła ramionami Kim, która była od kilku dni nie w humorze.
- Kim co jest? - zapytałam.
- Powiedz jej. - zachęcałam Dan.
- Powinna wiedzieć. - poparła ją El.
- Nie chce mi się iść. - powiedziała Kim.
- Ale czemu? - dopytywałąm.
- Nie wiem. - myślałam, że to ma związek z jej rozstaniem z Niallem.
Kilka dni temu doszła do wniosku z Irlandczykiem, że zostaną przyjaciółmi, bo w ich związku nie było chemii... Ale myliłam się chodziło o coś innego...
- Posłuchaj, ja wiem, coś czego nie mogę wam powiedzieć, chodź by nie wiem co... Dziwnie się czuje ukrywając coś przed wami, ale tak już jest... - załamała się.
- Ale to coś strasznego? - zapytała El.
- Coś o Alice. - odparła Kim.
- Boże... Mam się bać? - zapytałam.
- Nie, ale obiecuję, że dowiesz się... - uśmiechnęła, a później dodała. - W swoim czasie.
Wzruszyłam ramionami i zajęłam się przeglądaniem ciuchów w mojej szafie.
Po kilku godzinach byłyśmy gotowe. Kim ubrała to. El założyła to. Dan to. A ja to. Wyszłyśmy z domu i powędrowałyśmy do samochodu. Ubłagałam tatę i jakimś cudem pozwolił mi jechać jego autem. Odpaliłam silnik... Yhmm... Kocham ten ryk... xD Powoli odjechałyśmy z podjazdu i po 10 minutach byliśmy u chłopaków.

Uchyliłyśmy drzwi i nas zatkało. Myślałyśmy, że impreza będzie huczna. Ale, chłopcy zaprosili kilku znajomych i nas... Łącznie było ok. 30 osób. W zasadzie dobrze. Podeszłam do solenizanta jako ostatnia. Szczerze? Przeniesienie tego prezentu z auta do domu, było nie lada wyzwaniem. Ale udało się...xD  Mina Irlandczyka była bezcenna. Kupiłam gitarę akustyczną na której była "wyryte" (tak... ubłagałam jakoś sprzedawce, aby zamówił wersję dla mnie) "Best Friend Forever" a do tego kostka do gry na gitarze w kształcie trójkąta. Napisane na niej było "Nando's" Na początku blondyn zaniemówił a później rozpłakał. Przytuliłam go i życzyłam wszystkiego najlepszego. Następnie przywitałam się z resztą domowników. Lou obżerał się marchewkami. Liam tłumaczył Zayn'owi budowę łyżki i dlaczego ich nie lubi... Harry zawzięcie flirtował z jakimś rudzielcem, Perrie niestety nie było... Usiadłam sobie przy stole w jadalni i obserwowałam ludzi tańczących na parkiecie. Cieszę się, że to było jednak małe przyjęcie, bo od mojej 18-stki nie lubię hucznych imprez. Po chwili do stołu dosiadł się Lou i zaczął gadać, widocznie dobrze popił.
- Marchewki to warzywo nie owoc, prawda?
- Tak... to warzywo... - odpowiedziałam.
- A wiesz, że marchewki są używane do robienia soku? - zapytał
- Tak...
- A wiesz, dlaczego lubię marchewki?
- Nie...
- Zaczęło się od tego, że...
- Kurwa Louis, zamknij się! - krzyknęłam, przerywając jego monolog.
- Ale... ale... - zatkało go, a po chwili... rozpłakał się.
- Jak mogą nie interesować Cię moje marchewki!... - szlochał.
"Jeśli zaraz nikt tu nie przyjdzie to palne do w łeb i w tą jego wielką dupę!" - pomyślałam.
Jednak, jak na wezwanie przyszła El i zajęła się Louisem. I całe szczęście, bo jeszcze bym go uszkodziła. Postanowiłam, trochę wypić i zatańczyć... Jednak jak to ja, trochę za dużo wlałam w siebie procentów... Film mi się urwał, który to już raz?


Obudziłam się i mało co nie zemdlałam gdy zobaczyłam obok mojego boku...


------------------------------

Pomęczymy was trochę i powiemy, że next, bd w poniedziałek...
Przykro mi, ale to wina moich rodziców, nie moja!!!!!

Skargi i zażalenia kierujcie w komentarzach..

-Veroo
-Ola

4 komentarze:

  1. Wiem kto obok niej się obudzi! Niall !Zgadłam nie?
    Rozdział jest boski a prezent dla Nialla? Zazdroszczę mu!
    Dawajcie następny! ;P
    Kocham <333333

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog !
    Zapraszam na swój http://dodatkinazapytaja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń